sobota, 28 lutego 2015

Rozdział I - Nieznajomy

Deszcz.
Tak bardzo go lubię. Sama nie wiem czemu. Może dlatego, że powietrze jest wtedy chłodne i rześkie? A może dlatego, że nie wiem czy to, co spływa po moim policzku to łza czy kropla wody?
Szłam ulicą w kierunku parku. Nie chciałam wracać do domu. Zaczną się pytania. Nie mogłam też tam wrócić. Po prostu nie mogłam.
Pobiegłam do bramy parku i lekko ją popchnęłam. Była zawsze otwarta. Bez wahania weszłam do środka i przymknęłam ją za sobą.
Szłam alejką wśród wysokich i okazałych dębów. Krople deszczu spływały po ich liściach lśniąc w świetle dnia. Zatrzymałam się i spojrzałam w niebo. Szare chmury zajęły je całe. Po za nimi nie było widać nic.
Usiadłam na mokrej ławce i otarłam łzę z policzka. Jak on mógł mi to zrobić? Jak?
Szybko wstałam i ruszyłam w kierunku parkowej altanki. Ścieżka, którą szłam zaczęła zamieniać się w śliskie błoto. Mimo to przyspieszyłam kroku. "Z moim szczęściem, tak czy siak się poślizgnę. Nie ma co się fatygować." - pomyślałam.
Tak jak myślałam tak się stało. Los zdawał się ze mnie kpić. Ale co tam.
Najdziwniejsze było to, że nie leżałam jak długa na ziemi, tylko unosiłam się w powietrzu. Znaczy się, moje stopy nadal dotykały ziemi, ale reszta mojego tułowia zawisła kilka centymetrów nad nią tak, że końcówki moich jasnobrązowych włosów muskały błoto.
"Co się dzieje?" - zastanawiałam się z frustracją.
Była to jedna z tych dziwnych sytuacji mojego życia. Czasami tak się dzieje, np. idę sobie spokojnie ulicą, a za mną gasną latarnie albo mam brudne ręce i pomyślę o tym, że chciałabym je umyć, to nagle przede mną pojawia się misa z czystą wodą i mydło, a zaraz po użyciu znikają, albo gram z koleżankami w siatkówkę, potykam się, a mimo to piłka leci do mnie tak, że idealnie ją odbijam i zdobywam punkt. Dziwne? Tak, też tak myślę. Ale można się do tego przyzwyczaić albo zrzucać na przypadek, choć ja w przypadki nie za bardzo wierzę.
Wisiałam, więc kilka centymetrów nad ziemią, bojąc się poruszyć, by nie oklapnąć na błoto, ale też nie mogąc wstać. Nagle za drzewem zauważyłam sylwetkę jakiegoś chłopaka. Był wysoki, dobrze zbudowany, miał brązowe włosy i oczy w kolorze czekolady. Podbiegł do mnie i wyciągnął ku mnie rękę.
- Daj mi swoją rękę, to ci pomogę.
Niewiele myśląc, podałam mu swoją dłoń, a on podciągnął mnie do góry. Jego ręce były mocne i ciepłe. Podciągnął mnie tak mocno, że się na niego przewróciłam. Dobrze, że stabilnie stał na ziemi, bo inaczej przewrócilibyśmy się z powrotem na błoto.
- Dzięki. - powiedziałam odzyskując równowagę. - Jak masz na imię?
- Daniel. - odpowiedział łagodnym, ciepłym tonem. - Ale mów mi Dan. A ty?
- Emma. - mruknęłam zmieszana. - Co się stało?
- Nie pytaj mnie. - uśmiechnął się. - Ja tylko tędy przechodziłem i zobaczyłem, że potrzebujesz pomocy. To tyle.
- Czemu chodzisz w deszczu? - spytałam.
- Nie tylko ty to robisz.
- Ale ja... Ty mnie nie znasz. Nie wiesz... Nie wiesz, co się stało. Nic nie wiesz!
- Może mnie oświecisz?
- Nie mam ochoty.
- A dasz się chociaż odprowadzić do domu?
- No dobrze. - bąknęłam i przez chwilę patrzyliśmy sobie głęboko w oczy. Miał piękne, czekoladowo-brązowe tęczówki. Patrząc w nie czułam się jakbym odpływała. Jakbym była w krainie swoich marzeń. Szybko chrząknęłam i odwróciłam wzrok. To było zupełnie nie na miejscu. Patrzeć w oczy jakiegoś obcego chłopaka! Czy ja już do końca oszalałam?
- No więc... Gdzie mieszkasz? - Dan odchrząknął.
- Na Zielonej 52. - odparłam i razem ruszyliśmy w kierunku mojego domu.
Przez cała drogę Daniel zabawiał mnie, opowiadał kawały i wywoływał uśmiech na mojej twarzy. Byłam szczęśliwa. W końcu odważyłam się go zapytać o to kim jest, czym się zajmuje i wgl.
- No wiesz... Trudno powiedzieć. - odpowiedział chłopak. - Na razie wiedz o mnie tyle, że mam na imię Daniel, mam 17 lat, chodzę do Liceum Diora i mieszkam w tym mieście. Moi rodzice również, ale oni zajmują się... No, czymś zupełnie innym i  na razie nie będę ci o tym mówił, bo to dość długa historia.
- Chętnie posłucham. - powiedziałam z uśmiechem.
- Może innym razem, co?
- Jak chcesz. Ale serio chodzisz do Liceum Diora? Przecież ja też tam chodzę! Czemu nigdy cie nie spotkałam?
- Ja... Chyba nigdy nie zwróciłaś na mnie uwagi. Chodzimy do tej samej klasy.
- Czekaj, co? - przeszukałam w głowie wszystkich uczniów z mojej klasy i w końcu przekonałam się, ze Dan mówi prawdę. - Ach... No tak. Być może nie zwróciłam na ciebie większej uwagi. Ale nie bierz tego do siebie, dobra? - zarumieniłam się.
- Cały czas zwracałaś uwagę tylko na tego... No... Jak mu tam? A! Liama.
- Eee, tak. - powiedziałam zakłopotana. - Czemu cię nie było na Balu Wiosennym?
- A ciebie?
- Pierwsza spytałam!
- No dobrze. Ja... chyba po prostu nie przepadam za szkolnymi dyskotekami. No i nie miałem z kim pójść.
- Ach. - żachnęłam się.
- A ty?
- Ja byłam trochę, ale... wyszłam.
- Czemu?
- Nie chcę o tym gadać, dobra?
- Dobrze, dobrze. O, popatrz, to jest chyba twój dom.
Zwróciłam oczy we wskazanym kierunku.
- Tak, to mój dom. - odpowiedziałam niepewnym tonem i przyspieszyłam kroku.
- Coś się stało? Uraziłem cię czymś czy coś? - zapytał Dan idąc za mną.
- Nie, no coś ty. - głos mi się załamał, a po policzku leniwie spłynęła łza. - Ja po prostu... - i zaczęłam płakać.
Daniel przytulił mnie do swojej piersi, a ja nawet nie próbowałam go odepchnąć. Wtuliłam się w jego pierś i chlipałam. Załamałam się. Ta sytuacja mnie przerosła. To co zrobił mi Liam... Dlaczego?
- Ciiiii, spokojnie. Wszystko będzie dobrze. - szeptał mi do ucha Dan, a ja zaczęłam się uspokajać. Jego łagodny głos działał na mnie kojąco. W końcu odsunęłam się od niego, wyjęłam swój telefon i zapytałam:
- Zapiszesz mi swój numer telefonu?
- No pewnie. - chłopak uśmiechnął się. - I nie płacz już, dobrze? Nie lubię patrzeć jak piękne dziewczyny płaczą.
- Mówiłeś coś? - zapytałam uśmiechając się szeroko.
- Żebyś nie była smutna. - odpowiedział poważnie. - Muszę już iść. - powiedział i zerknął na zegarek. - Obiecujesz, że do mnie zadzwonisz?
- Inaczej nie brałabym twojego numeru telefonu, pacanie. - powiedziałam żartobliwie. - Dobranoc.
Odwróciłam się i otworzyłam kluczem drzwi. Gdy weszłam do domu, wyjrzałam przez okno i zobaczyłam oddalającego się Dana. Sama nie wiem czemu, ale zrobiło mi się cieplej na sercu.
- Cześć, córeczko. - usłyszałam za sobą głos mamy. - Co się stało? Bal już się skończył?
- Nie, ale... Nie bawiłam się dobrze, więc postanowiłam wyjść.
- Rozumiem. Chodź, zdążyłaś idealnie na kolację.


**************************************************************************

Od autorki: Akcja mojej opowieści dzieje się w wymyślonym przeze mnie kraju, mieście, szkole, itd. ;) 

Dzięki za przeczytanie pierwszego rozdziału! :D


środa, 25 lutego 2015

Hej :)

Witajcie na moim blogu!

Będzie to blog, na którym będę pisać i publikować swoje opowiadania, tj. rozdziały. Pierwszy rozdział pojawi się jak tylko znajdę czas, by go napisać. ;)
Jeśli coś w blogu wam się nie podoba - wygląd, kolory, itp. - piszcie w komentarzach! Nie jestem dobra w obsługiwaniu bloggera, więc każda pomoc, wskazówka czy uwaga będzie mile widziana. To samo dotyczy moich opowiadań.

Miłego czytania!:D

Madzia