wtorek, 23 czerwca 2015

1 000 wyświetleń!


Tak szybciuchno chciałam Wam jeszcze podziękować za ponad 1 000 wyświetleń na moim blogu. Wow. Szczerze, jak zakładałam tego bloga, myślałam, że wejdzie tu najwyżej jedna osoba (ja). xD A jednak ktoś tam czyta moje wypociny i bardzo się z tego powodu cieszę. Choćby tylko jedna osoba tutaj zaglądała - będę dla niej pisać opka. ;)
No, to życzę Wam miłych i ciepłych wakacji, żebyście później mieli siły na siedzenie i czytanie moich opek. :D
Do zobaczenia po wakacjach! <3
Madzia 


poniedziałek, 22 czerwca 2015

#1 Other stories - Did you know I love you?

Informacja od autorki przed przeczytaniem opowiadania: zdarzenia są często poukładane niechronologicznie, co oznacza, że najpierw może być jakieś zdarzenie, a później dialog, który w czasie miał miejsce wcześniej od opisanego wyżej wydarzenia. Jeśli załapiesz, co działo się kiedy oraz o co chodzi w całej tej romantycznej historii, to masz mój szacunek. ;)

**************************************************************************

Dziewczyna podchodzi do niego i odgarnia niesfornie opadające na czoło włosy. Chłopak podnosi na nią wzrok. Przeszywa ją spojrzenie jego oczu o barwie morza. Spojrzenie pełne strachu i niepewności.
"Damy radę" - jej głos drży.
Chłopak posępnie kiwa głową; nie dowierza jej. Boi się tego, co czekało ich tam na dole.
Dziewczyna patrzy na niego pokrzepiająco, chce, żeby poczuł się lepiej.
"Siedzimy w tym razem." - szepcze.
"Tak" - marszczy brwi. - "Lepiej miejmy to już za sobą."
Chwyta jego lepką od potu dłoń i mocno ściska. Razem schodzą do ciemnej pieczary. Rozchodzi się w niej tylko nikłe światło pochodni. W jej blasku zauważają chropowate ściany. Pieczara jest pusta.
"To musi być tutaj!" - krzyczy zrozpaczona.
Nagle głośny huk wstrząsa jaskinią, powodując upadek dwojga nastolatków. Upadają ciężko na twardą, lodowatą ścianę. Dziewczyna nie puszcza jednak dłoni chłopaka.
Przez chwilę świat wokół nich wiruje. Już nie znajdują się w nieprzyjaznej pieczarze. Są w dużym, podłużnym pokoju. Jest tam długi stół. Przy jego krótszym boku na wielkim tronie siedzi stary mężczyzna. Jego siwa broda delikatnie muska podłogę, kwadratowe okulary zjeżdżają po nosie, głowa lśni od łysiny. Dziewczyna przełyka głośno ślinę i jeszcze mocniej ściska dłoń chłopaka.
"Witam. Proszę siadać." - W głosie starca nie ma cienia uprzejmości. Jest chłodny i stanowczy.
Siadają na dwóch wolnych krzesłach położonych jak najdalej od starca. Wiedzą, że muszą się odezwać, jednak brak im odwagi.
"A więc? Macie to co trzeba?" - pyta zniecierpliwiony mężczyzna.
"My..." - głos dziewczyny drży.
"Mamy." - dokańcza za nią chłopak.
Patrzy na niego z wdzięcznością.
"Tutaj." - podaje starcowi medalion z trzema kryształami: niebieskim, różowym i czarnym oraz długi, czerwony szal.
"Dobrze... Rozumiem, że jesteście gotowi na ucięcie więzi, tak?" - starzec obrzuca ich spojrzeniem pełnym... Niedowierzania? Nie, raczej podejrzliwości.
"Tak." - odpowiadają jednocześnie.
"Chodźcie więc." - starzec podchodzi do starego regału na książki, wyciąga dwie z nich i zamienia je miejscami. Regał odskakuje, odsłaniając wejście do tajemniczego korytarza.


***

- Kate? Jesteś tam?
- Co ty robisz, Sam?
- Lepiej powiedz, co ty robisz.
- Przecież ciebie to nie obchodzi.
- Oj, proszę, nie bądź taka.
- Słyszysz to? Te głosy... Złowrogie szepty... Dlaczego nie powiedziałeś mi wcześniej?!
- Co miałem ci niby powiedzieć? Byłem dzieckiem, nie wiedziałem, że to groźne!
- Twoja matka nie powinna kupować ci książki o czarnej magii.
- To nie jest czarna magia i ty dobrze o tym wiesz! To jest szamańska magia.
- To nie ma żadnego znaczenia. Teraz będę skazana na ciebie do końca życia! Przez głupi medalion! I szalik! I te słowa! Słowa, które cały czas krążą mi po głowie. Jak demoniczne szepty... To wszystko twoja wina!
- Moja? Nie musiałaś powtarzać tych słów!
- Byłam dzieckiem, a to były tylko głupie słowa. Skąd miałam wiedzieć? Przecież one nie miały żadnego znaczenia!
- Ach, tak?!
- Sam, proszę, nie udawaj, że dla ciebie miały.
- A skąd wiesz?
- Nie mów mi, że ty serio chciałeś nas związać.
- ...
- Sam?
- ...
- Jesteś tam?
- ...
- Och, błagam cię. Zachowujesz się jak dziecko.
- Ty też!
- Ale ja nie bawiłam się w szamańską magię.
- To nie była zabawa.
- A co?
- Nigdy ci nie przyszło do głowy, że ja tak na serio...
- Co na serio?
- No, młody chłopak poznaje młodą dziewczynę...
- Sam, byliśmy jeszcze dziećmi!
- Tak, wiem, powtarzasz to od początku naszej rozmowy.
- To ty zacząłeś.
- I co z tego?
- ...
- ...
- Wiesz, czy da się odczynić ten czar?
- Nie. Bo po co?
- Nie chcę być na ciebie skazana. Chcę sama zdecydować.
- Zdecydować? Kate, ty chyba mało wiesz o miłości.
- Niby czemu?
- To nie ty decydujesz, tylko twoje serducho.
- Ale wiesz, że jesteś tylko moim przyjacielem, nie?
- Taa, spodziewałem się, że to powiesz.
- A niby co innego miałam powiedzieć?
- Tak swoją drogą jesteś bardzo przewidywalna, wiesz?
- Tylko dlatego, że mnie znasz.
- Taa, jasne.
- Idź po tę książkę.
- Jaką książkę?
- No, o tej całej szamańskiej magii.
- Po co?
- Byśmy poszli do tego głupiego domku na drzewie, usiedli razem na kanapie i może znajdziemy jakieś rozwiązanie.
- Głupiego domku na drzewie, ach tak?
- Sam!
- Kate!
- Sam, proszę! Ja naprawdę nie chcę tak skończyć.
- Tak, czyli jak?
- Srak.
- To nie jest prawidłowa odpowiedź.
- Masz rację, to jest głupia odpowiedź... Na głupie pytanie.
- Kate!
- Co?!
- To pytanie nie było głupie!
- Tracimy tylko czas!
- Dobra, skoro tak bardzo chcesz... Zrobię to dla ciebie.
- Sam?
- Hm?
- Skoro... Skoro mnie kochasz, pozwól mi odejść, dobra?
- ...
- Sam?
- Co?
- Odpowiesz?
- Ja... To nie jest takie proste. Ty nie rozumiesz.
- To daj mi zrozumieć.
- Lepiej... Lepiej pójdę po tę księgę.
- Sam? Dziękuję.
- Wow.
- Hm?
- Po raz pierwszy w życiu usłyszałem od ciebie te słowa.
- Nieprawda!
- Ech, niech będzie. Idę po książkę.
- To idź.
- Zaczekasz w domku?
- Sam, to znowu było głupie pytanie.
- Przepraszam.
- Oczywiście, że zaczekam.


***

Idą dalej i dalej, a ciemny korytarz nie chce się skończyć. Jaskinie są ciemne, jedynym źródłem światła jest trzymany przez starca lampion. Rzuca on zieloną poświatę na chropowate i zimne skały jaskini. Wszystko jest takie złowrogie, takie straszne... Dziewczynie i chłopakowi jeszcze bardziej zaczynają się pocić ręce, mimo to ich dłonie ściskają się jeszcze mocniej. Boją się.
Podążają dalej za starcem, który wiedzie ich w ciemność. Gdy dziewczyna obraca się, nie widzi już jasnego kwadratu, oznaczającego wyjście. Otacza ich nieprzenikniona czerń. Nie ma drogi ucieczki.
"Pro-Proszę pana?" - jej głos drży.
"Słucham?" - odpowiada starzec chrapliwym głosem.
"Długo jeszcze będziemy... tak iść?" - pyta.
"Zobaczysz."
Dziewczyna przełyka głośno ślinę; odpowiedź mężczyzny jej nie uspokaja, serce zaczyna bić coraz mocniej.
Mimo panujących ciemności, chłopak to zauważa. Przez chwilę przygląda się jej, a potem chrząka i mówi:
"Możemy się na chwilę zatrzymać? Niedobrze mi."
Starzec zatrzymuję się i lustruje go spojrzeniem, po czym odpowiada:
"Niech ci będzie. Ale wiedz, że tracimy tylko czas."
Chłopak ciągnie dziewczynę pod ścianę korytarza i razem siadają opierając się o nią. Dziewczyna wtula się w niego i cicho szepcze:
"Dziękuję."
"Wiesz, że nie ma za co." - mruczy i przytula ją mocniej do siebie. Dziewczyna opiera głowę o jego klatkę piersiową, by słyszeć bicie jego serca. Jest przyspieszone, bardzo przyspieszone.
"Też się boisz?" - pyta, choć brzmi to bardziej jak stwierdzenie.
"W końcu jestem tylko człowiekiem" - odpowiada.
"Masz rację."
"Musimy ruszać!" - woła starzec, a jego głos niesie się echem po korytarzu.
Wstają i idą dalej w ciemność, skupiając się na tym, by nie zgubić starca ze światłem ani siebie nawzajem.
W końcu zielone światło staje, a razem z nim oni. Dochodzą do starca i pytają:
"Coś się stało?"
"Tutaj kończy się korytarz." - mówi podświetlając zimną skałę. - "Odwróćcie się."
Posłusznie wykonują polecenie. Przez chwilę nic się nie dzieje, potem słyszą głośny trzask i przed nimi pojawiają się cienie. Trochę czasu zajmuje im zorientowanie się, że to są ich własne cienie.
"Podejdźcie tutaj."
Chłopak i dziewczyna odwracają się i ich oczom ukazuje się ogromny kominek. W kominku pali się coś jakby ogień. Wszystko jest takie same oprócz jednego: koloru. Ten ogień szczycił się pięknym, jadowitym, zielonym kolorem.
"Co to jest?" - pyta dziewczyna, wskazując na dziwny promień światła.
"Nie pytać!" - krzyczy mężczyzna. - "Wchodzić tutaj!"
"Do... tego czegoś?" - Chłopak z niedowierzaniem kręci głową.
"Musicie." - starzec mówi ciszej, ale z ogromnym naciskiem. - "Musicie."
"Chodźmy." - chłopak zwraca się do dziewczyny stanowczo. - "Pamiętaj, że to był twój pomysł."
"Och, siedź cicho." - śmieje się nerwowo.
Po chwili znikają w zielonych płomieniach.

***

- To już koniec. Nic tutaj nie ma!
- Kate, nie trać wiary. Może... Eee...
- To koniec, to koniec, to koniec, to koniec!
- Jak zwykle optymizm z ciebie bucha.
- Nie żartuj sobie, dobra? To jest katastrofa! Ka-tas-tro-fa!
- O popatrz, znalazłem.
- Niby co znalazłeś?
- Rozwiązanie.
- Co? Pokaż!
- O, nie, nie, nie. To jest przecież katastrofa!
- Saaaaam.
- Cooooo?
- Pooookaaaaaż.
- Nieeeeeeee.
- Sam! Masz mi pokazać! Natychmiast!
- Sorry, tylko żartowałem.
- Nienawidzę cię.
- I nawzajem.
- ...
- ...
- Przepraszam.
- Za co?
- Wiesz, jakie to dla mnie ważne.
- I mam się pogodzić ze stratą? Ta cała więź to jedyna rzecz, która jeszcze cię przy mnie trzyma.
- To nie prawda.
- Jasne.
- Proszę cię. Zrób to dla mnie.
- Zauważyłaś, że nasze rozmowy są coraz dziwniejsze? Albo się kłócimy, albo się wygłupiamy, albo próbujemy przebłagać tego drugiego do zrobienia czegoś. Co się stało, że nie potrafimy rozmawiać normalnie?
- Więź się stała.
- Wcześniej też była.
- Ale o niej nie wiedzieliśmy. Znaczy ja nie wiedziałam.
- Ale...
- Wplątałeś mnie w to. Nie przyszło ci do głowy, że mogłam się poczuć oszukana, jak okazało się, że to wszystko było na serio?
- Szczerze? Nie.
- Przeczytaj to na głos.
- Ekhem... "Więzy złożone za pomocą medalionu oraz wiążącej nici można zerwać. Wystarczy tylko znaleźć Jaskinię Porzucenia, w której mieszka samotny starzec. Trzeba mieć też ze sobą dany medalion oraz nić. Starzec, który jest czarnoksiężnikiem, od razu będzie wiedział, o co chodzi. Trzeba dać mu medalion oraz nić, a później postępować według jego poleceń. Przy zrywaniu nici muszą być obecne obie osoby. Po opuszczeniu Jaskini Porzucenia więzi już nie będzie."
- I to wszystko?
- "Uwaga. Jeśli raz zerwie się więź nie będzie można jej ponownie związać. Osoby, które ją zerwały, stracą możliwość porozumiewania się telepatycznie, a także odczuwania swoich wzajemnych emocji z dużej odległości. Nie będę też mogły być razem, jeśli jednak się w sobie zakochają."
- Okay. Damy radę bez telepatii itede. Zresztą to jest przerażające. Pamiętasz ten wypadek, kiedy ja spałam, a ty miałeś jakiś koszmar, ja się obudziłam i nie mogłam spać przez twój strach?
- Wtedy jeszcze nie umieliśmy kontrolować naszych mocy.
- Racja.
- Czerwony szal masz. Zawsze go nosisz.
- No... Tak. A ty mój amulet?
- Jasna sprawa. Też się z nim nie rozstaję.
- Nosisz go?
- Taa, w kieszeni.
- Ojejku, myślałam, że...
- Że co?
- Nie wiem. Że go trzymasz w jakiejś szafce. Zapomniany... Zakurzony...
- No, to niespodzianka, co?
- Tak trochę.
- Trochę?
- Gdzieś tam, głęboko w sercu, zawsze w to wierzyłam.
- To urocze.
- No, dobra, ale gdzie jest ta cała jaskinia?
- Tutaj jest dołączona mapa, nie widzisz?!
- Aaa, rzeczywiście.
- Ślepota.
- Sam jesteś ślepota.
- Sam tak. Ślepota nie.
- O mój bosz...
- No co?
- Nic, nic... Kiedy wyruszamy?
- Pojutrze. 
- Co powiemy rodzicom?
- Że wyjeżdżamy na trzydniowy kemping.
- Trzydniowy?!
- Napisali, że podróż trwa około jednego dnia...
- Do jaskini?
- Eee, tak.
- To jutro się przygotowujemy. Tutaj. W tym domku.
- W porządku. No, to dobranoc.
- Nie zaprowadzisz mnie?
- Jestem padnięty. Po za tym, jak mamy zerwać tę więź, to już nie muszę cię odprowadzać, co?
- Przecież nie chcę, byśmy się nie przyjaźnili...
- Dobranoc.

***

Ogromne ciepło rozchodzi się po całym jej ciele. Dyszy ciężko, nie może złapać oddechu. Brakuje jej tlenu.
I nagle nawiedzają ją wspomnienia. Wszystkie ich wspólne zabawy w dzieciństwie, kłótnie, smutki, wspólny śmiech. Uderzają w nią jak woda, będąca długi czas pod ciśnieniem. Czuje, że jej głowa zaraz eksploduje od ich nadmiaru. Chce mocniej ścisnąć rękę chłopaka, ale uświadamia sobie, że już jej nie trzyma. Mocno zamyka oczy. Chce się stąd wydostać, choć wie, że nie ma drogi ucieczki. To koniec.
Pada na gorące podłoże. Czuje jak uchodzi z niej życie, jakby ktoś rozrywał jej duszę na pół. Uchyla lekko powieki i widzi spalający się w zielonych płomieniach amulet. Trzy okrągłe kryształy toczą się po posadzce i po chwili znikają jej z oczu. Z drewnianego amuletu pozostaje tylko kupka popiołu.
"Nie..." - szepcze ostatkiem sił, jednak wie, że jest już za późno. Z późno przejrzała na oczy. Za późno uświadomiła sobie jak bardzo go kocha.
"Nie!" - ostatni rozpaczliwy krzyk wyrywa się z jej krtani. Nie chce, by tak to się potoczyło, chce to przerwać. - "Błagam... Oddajcie mi go."
Do jej uszu dochodzi dźwięk. Najpierw niewyraźny, rozmydlony jej wyobrażeniami, po chwili czysty i ostry jak żaden dotąd. Słyszy wyraźnie, nie przez mgłę. Słyszy dokładnie. Głos jest łagodny, najczystszy jaki kiedykolwiek słyszała. Kobiecy, spokojny, cichy. Piękny.
- Wracajmy do domu.
Słyszy śmiech tej osoby, serdeczny śmiech. Oraz jakiś dwa inne... Dziecięce, jeden należy do chłopaka, a drugi do dziewczyny. Rozpoznaje te śmiechy. To jej własny śmiech. Jej i chłopaka. W dzieciństwie... Właśnie tak się śmiali.
Podnosi głowę. Nad nią stoi uśmiechnięta kobieta. Jej jasne włosy łaskoczą ją w nos. Uśmiech rozpromienia jej twarz, bladą cerę ozdabiają dwa piękne, czerwone rumieńce, a w niebieskich oczach widać płomyki radości.
- Chodź, drogie dziecko. To nie jest miejsce dla ciebie. Ani dla niego.
Dziewczyna przeciera oczy, ze zdumieniem stwierdza, że chłopak stoi tuż obok kobiety. Jego ciemnobrązowe włosy mienią się w słonecznym blasku, a w ręce trzyma jej czerwony szal. Jego ubrania są nadwęglone, wygląda tak, jakby przed chwilą skończył pracę w kopalni.
Niepewnie zerka w miejsce, w którym jeszcze przed chwilą leżała kupka popiołu, powstała ze spalonego amuletu. Zamiast niej widzi cały amulet, tak piękny i jaśniejący jak jeszcze nigdy dotąd. Trzy kryształy są na swoich miejscach, lśnią czystością, jakby chciały się poszczycić swoim pięknem. Dziewczyna chwyta amulet w swoje brudne, osmolone dłonie i zawiesza go sobie na szyi. Bez chwili wahania chwyta rękę promiennej kobiety, a ta pomaga jej wstać. Jadowicie zielone płomienie znikają, zamiast nich pojawia się skąpana w słońcu, żywozielona trawa.
Chłopak podchodzi do niej, uśmiecha się, jakby przeszłość nie miała już znaczenia. Po cichu przyznaje mu rację. Przeszłość nie ma już żadnego znaczenia. Ściąga z szyi amulet i zawiesza go chłopakowi, podczas gdy on owija jej szyję szalem. Wtula się w miękki materiał, pachnie domem, dymem i czekoladą. Mocno przytula chłopaka. Przestaje myśleć. Jej zmysły wręcz znikają, gdy pozwala chłopakowi złożyć na jej ustach pocałunek.
Całują się długo, czas i miejsce przestają mieć dla nich jakiekolwiek znaczenie. Gdy w końcu brakuje im tchu, przytulają się mocno, a dziewczyna szepcze w ucho chłopaka:
- Kocham cię.
Dwa proste słowa. Nic więcej. Ale to wystarczy, by chłopak przytulił ją do swej piersi jeszcze mocniej i - jakże trafnie wczuwając się w tą romantyczną chwilę - odpowiada:
- Zawsze o tym wiedziałem.
Dziewczyna ze śmiechem go odpycha, w jej oczach tańczą iskierki szczęścia. Śmieje się, gdy dotyka chłopaka w ramię, krzycząc "Berek!" i zbiega ze wzgórza, na którym dotąd stali.
Chłopak przewraca wymownie oczami, ale również się śmiejąc biegnie za nią. Za to promienna kobieta, której imię brzmi Shiawase, czyli po japońsku "szczęście", uśmiecha się szeroko, patrząc na tą piękną scenę. Od początku wiedziała, że zerwanie więzi nie sprawi, że on i ona będą szczęśliwi. Musiała im pomóc. Umieścić ich w lepszym świecie.


***

- Ten zachód słońca jest przepiękny...
- Mhm...
- Jak myślisz martwią się o nas?
- Ale kto? 
- No, rodzice.
- Może troszkę. Sama wiesz.
- Wrócimy do domu?
- Shiawase wszystkim się zajmie, nie martw się.
- Ale... Co z więzią?
- Już nie istnieje.
- Co? Ale jak to?
- Eeee, jakby to powiedzieć... Złamaliśmy zasady.
- Jakie zasady? Przecież byliśmy tam we dwoje, daliśmy czarnoksiężnikowi te rzeczy...
- No, właśnie. Zrobiliśmy wszystko tak jak być powinno, oprócz jednego.
- Czego?
- Żadne z nas nie chciało tej więzi zrywać.
- ...
- Mam rację?
- Masz. W takim razie...
- Nie jesteśmy już związani, ale mimo to możemy być razem.
- Moce... Zniknęły?
- Nie czujesz?
- Tak. Czuję.
- Więź została zerwana siłą. To niedobrze, bardzo niedobrze, dlatego mimo iż straciliśmy więź magiczną, mamy inną więź.
- Więź... Nie jako uprząż, ale jako symbol.
- Dokładnie.
- I chyba znowu potrafimy normalnie rozmawiać.
- Chyba tylko w twoich oczach.
- Dlaczego?
- Bo w moich zawsze jak otwierasz usta, mam ochotę cię pocałować.
- Teraz nie mam nic przeciwko takiemu pragnieniu.
- Ale musimy poczekać.
- Myślisz, że Shiawase jest prawdziwa?
- Co?
- Czy jest tylko rodzajem naszego wyobrażenia?
- Gdyby była wyobrażeniem, to miejsce też by było.
- A skąd wiesz, że nie jest?
- Ale...
- Może to wszystko to tylko sen?

***

- Kate! Kate!
Sam stoi podniecony na podeście domostwa. W oknie pojawia się jasnobrązowa burza loków dziewczynki.
- Sam, idź sobie. Jest za wcześnie. - mówi, otwierając okno.
- Proszę cię, jest ósma!
- Za wcześnie. - powtarza Kate, ziewając. - My, dzieci, potrzebujemy dużo snu. Tak mówi moja mama.
- Oj, proszę, chcę ci tylko coś pokazać. - chłopiec uśmiecha się promienne.
- Ooo, niech ci będzie. Poczekaj chwilkę, muszę się przebrać. - Kate znika w głębi domu. Po chwili drzwi się otwierają i na dwór wypada uśmiechnięta dziewczynka w jasnoróżowej bluzce, białej spódniczce w bladoniebieskie kwiatki i żółtych sandałkach. Niesforne loki mama spięła jej w wysokiego kucyka. Na jej szyi wisi drewniany amulet z trzema różnokolorowymi kryształami.
- No, teraz możemy iść.
Sam podnosi z ziemi owiniętą w czerwony szal książkę. Dziewczynka patrzy na niego pytająco.
- Co to?
- Musimy pójść na naszą polanę, no wiesz, tę na wzgórzu. - ignoruje jej pytanie.
- Po co?
- Zobaczysz. - uśmiecha się tajemniczo.
Chłopiec chwyta ją za rękę i razem podążają w stronę ich ulubionego miejsca zabaw. Kate co jakiś czas zerka w niepewnie w jego stronę. Nie jest przekonana, co do jego pomysłu, zadziwia ją jego tajemniczość. Zwykle Sam opowiada jej o wszystkim, jak tylko o coś zapyta. Teraz jednak zachowuje to dla siebie, trzyma jak sekret, który ma wyjawić dopiero w odpowiednim momencie. Dziewczynce kompletnie to nie pasuje.
- Sam, co chcesz mi pokazać? - pyta uporczywie po kilku minutach drogi.
- Dowiesz się na miejscu. - chłopiec przewraca oczami.
- To do ciebie nie podobne. - mówi zaniepokojona.
- Ale co? - staje i mierzy ją zdziwionym spojrzeniem.
- Sekrety. To do ciebie nie podobne. - powtarza.
- Przecież zaraz ci powiem! No, chodź!
Sam pociąga ją za rękę, ale Kate się nie rusza. Jest przerażona.
- Kate, czego się boisz? Chcę ci powiedzieć na polanie, bo tam będzie nam wygodniej. - tłumaczy łagodnie. - To przez Sarę, co? Naopowiadała ci pewnie jakiś bzdur na mój temat, a teraz jej wierzysz.
- Nie! - dziewczynka przecząco kręci głową. - Ja tylko... - jej głos się urywa. Sama nie wie, czego się boi. Dlaczego nie może zaufać chłopcu?
- Kate, błagam cię, nie histeryzuj. - W jego głosie słychać irytację. Kate odgarnia niesforny kosmyk za ucho i kiwa głową.
- Dobrze, prowadź.
Sam rozpromienia się i ciągnie dziewczynkę na wzgórze. Gdy są już na miejscu, odwija książkę z szalu i pokazuje ją Kate.
- Widzisz? Mama mi ją kupiła, żebym ćwiczył czytanie. Tutaj pisze "Szamańska magia".
Dziewczynka wzdryga się.
- Znalazłem takie fajne zaklęcie. - kontynuuje niewzruszony chłopiec. - Nazywa się "Utworzenie więzi". Jeśli utworzymy więź między nami, będziemy mogli porozumiewać się telepatycznie i odczuwać swoje emocje na odległość! Fajnie, co?
- Nie jestem przekonana. - Kate wlepia w niego sztywne spojrzenie swoich błękitnych oczu.
- Proooooooooszę. - Sam rozciąga kąciki swoich ust w szerokim uśmiechu.
Dziewczynka wybucha śmiechem.
- Niech ci będzie. - mówi. - Co musimy zrobić?
- Ja muszę podarować ci jakiś rodzaj nici. - tłumaczy, wskazując szal. - A ty mi jakiś medalion.
Kate ściąga z szyi swój drewniany amulet.
- Może być? - pyta.
- Pewnie! - Sam uśmiecha się entuzjastycznie, po czym dodaje: - To będą symbole naszej więzi.
Owija jej szyje szalikiem, a ona zakłada mu amulet.
- Co teraz?
- Musisz powtarzać po mnie. Ekhem... "Tą nicią i tym medalionem przypieczętowujemy naszą przyjaźń i miłość."
- "Tą nicią i tym medalionem przypieczętowujemy naszą przyjaźń i miłość."
- "Obiecujemy żyć ze sobą w zgodzie."
- "Obiecujemy żyć ze sobą w zgodzie."
- "I korzystać rozważnie z naszych nowych zdolności."
- "I korzystać rozważnie z naszych nowych zdolności.
- "Będziemy szanować naszą więź. Przysięgam."
- "Będziemy szanować naszą więź. Przysięgam."
Amulet i szal lekko się świecą, a dzieci czują w sobie nową, dziwną siłę. Po chwili to wszystko znika, wzgórze, trawa, rzeczy są takie same jak wcześniej. Tylko na policzkach dzieci pojawiają się czerwone rumieńce. Dyszą ciężko, ale też się uśmiechają. Wszystko jest w porządku.

***

- Wiesz co, Sam?
- Mmmm?
- Nie żałuję tego.
- Ooo, myślałem, że nie chcesz być na uwięzi.
- Już nie jestem. Sama wybrałam. Chociaż nie, moje serce wybrało.
- Przydała się moja lekcja, co?
- Nie. Sama to zrozumiałam.
- To ja jestem Sam, nie pamiętasz?
- Zamknij się.
- Hehehe, nie.
- Jak myślisz, co powiedzą rodzice jak się dowiedzą?
- A o czym się dowiedzą?
- No, o tym, że jesteśmy razem.
- Uff, już myślałem za zamierzasz im powiedzieć o tych wszystkich rzeczach związanych z magiczną więzią i tak dalej.
- W sumie to dobry pomysł.
- Kate, proszę! Mama mnie zamorduje.
- Uhm, uhm.
- Błagam!
- Dobrze, nie powiem, ale spalisz tę księgę.
- Co?
- Nie chcę, by nasze dzieci się na nią natknęły.
- To ty już chcesz mieć dzieci?!
- Sam, spokojnie, jeszcze nie teraz. W przyszłości.
- W przyszłości! Uff!
- Ale i tak masz ją spalić.
- Teraz?
- Teraz.
- Ale...
- Sam. Masz mnie. Bez żadnej głupiej więzi. Masz mnie, a ja mam ciebie. Bez żadnego przymusu. Bo chcemy. Po co ci ta księga?
- No... Masz rację. Spalę ją.
- To dobrze.
- ...
- Wiedziałeś, że cię kocham?
- Co?
- Powiedziałeś, że wiedziałeś.
- Bo wiedziałem. I wiem.
- Ja też wiem.
- Co?
- Że cię kocham.
- Mmm, ja ciebie też.
- To też wiedziałam.
- O bosz, Kate! Nie psuj mi tej chwili.
- Mmm, skoro tak chcesz...

 ***

Epilog
I żyli długo, i szczęśliwie.
Kate i Sam żyli w szczęściu, choć nie raz dochodziło jeszcze między nimi do kłótni. Mimo to każdego dnia zakochiwali się w sobie coraz bardziej. Shiawase zawsze nad nimi czuwała, opiekowała się nimi, a później ich dzieckiem. Ich rodzice dobrze przyjęli wiadomość o ich miłości (Podejrzewam, że wiedzieli o niej od początku). Sam spalił księgę o szamańskiej magii i już nigdy więcej się nią nie bawił. Po kilku latach przyszła na świat ich córeczka o błękitnych oczach oraz ciemnobrązowych, prostych włosach. Nazwali ją Joy. Czyli radość.

Koniec

**************************************************************************

No, to chyba już mniej więcej wiecie jak to ma wyglądać.
Jest to pierwsze jednoczęściowe opowiadanie na moim blogu, dlatego mam do Was kilka pytań:
1) Czy takie opowiadania Wam się podobają?
2) Czy mam pisać ich więcej? (Powiedzmy raz na jakieś kilka miesięcy)
3) A może wolicie tylko i wyłącznie rozdziały, bez żadnych specjalnych opowiadań, nie mających nic wspólnego z historią o Emmie?
4) I czy gdyby takie other stories miały się pojawiać, to wolicie je w bardziej klasycznej formie (przybliżonej do opowiadań rozdziałowych), czy może w takich dziwnych, nie poukładanych chronologicznie zlepkach rożnych dialogów i wydarzeń?

Zdaję sobie sprawę z tego, że to opowiadanie może być bardzo niezrozumiałe. Jak zorientowałeś się, o co chodzi, to naprawdę masz mój szacunek. ;)

No, to chyba tyle. Przypominam, że od teraz blog jest zawieszony.
Czekam na Wasze opinie, odpowiedzi, pomysły i inne takie. Mimo tego, że blog będzie zawieszony, zawsze możecie tu zaglądnąć i napisać jakiś komentarz czy coś ^^

Jeśli chcecie ze mną pogadać, ale tak bardziej prywatnie (mniej prywatnie też może być :P), to możecie pisać na tego maila: madzix5831@wp.pl

Trzymajcie się zdrowo!

Madzia 

piątek, 19 czerwca 2015

Hej! :3

Ten kto tutaj jeszcze zagląda, pewnie zauważył, że w tym miesiącu (czerwiec 2015) kompletnie nic się nie pojawiło.  

Dlaczego?

1) Końcówka roku szkolnego, poprawki, testy, kartki... Sami rozumiecie. ;)
2) Znalazłam nową miłość... W sensie miałam (mam) baaardzo dużą fazę na SnK i przez nią (a może dzięki niej?) kompletnie straciłam wenę oraz chęć do pisania.

Przepraszam wszem i wobec, ale rozdziały raczej w tym miesiącu się nie pojawią.

Za to pojawi się coś innego, niezwiązanego z historią o Emmie. Będzie to jednoczęściowe opowiadanie, o wiele dłuższe niż rozdziały. O czym? Sami zobaczycie. c:
Nie chcę podawać konkretnego terminu, bo będę pisać pod presją i najpewniej się nie wyrobię, a nie chcę znów Was zawieść. :c Postaram się, żeby było to w czerwcu.

Co się stanie z blogiem przez wakacje?
Umrze. No, to znaczy, zawieszam bloga na okres wakacji. Zawieszenie będzie panowało od pojawienia się jednoczęściowca do komunikatu o powrocie bloga do życia. Być może w wakacje będę pisać rozdziały, jednak pojawią się one dopiero po reaktywacji bloga.

Ci, którzy myśleli, że blog już umarł, mogą (chyba) odetchnąć z ulgą. W najbliższym czasie nie zamierzam go zamykać. Nie miałam po prostu weny, a naprawdę nie chcę pisać na siłę.

Mam nadzieję, że takie usprawiedliwienie Wam wystarczy (Poczułam wewnętrzną potrzebę do napisania tego postu).

Trzymajcie się ciepluchno! 

Madzia :P