wtorek, 24 marca 2015

Rozdział III - Przepowiednia

Stałam na rozległej polanie wśród drzew. Trawa była tu fioletowa, drzewa - granatowe, a ich liście - turkusowe. Nagle spomiędzy drzew wyszły trzy wysokie dziewczyny. Miały fioletowawą skórę, a czarne włosy zaplotły w długie warkocze, podtrzymane opaską. Miały na sobie długie, czarne suknie, które przy każdym najlżejszych powiewie, unosiły się za nimi jak czarny pył. Były ładne, dość eleganckie, a jednak było w nich coś, co mnie przerażało. Nagle jedna z nich odezwała się wysokim, łagodnym głosem. A przynajmniej tam mi się wydawało. Głos nie wydobywał się z jej ust, ale słyszałam go wszędzie wokół mnie. Jednak to ona miała otwarte usta, więc uznałam, że to ona mówiła.
- Odwiedzisz miejsca, o których nikomu się nie śni.
- Zobaczysz sceny z najśmielszych baśni. - odezwała się druga.
- Myśleć będziesz, że jesteś z Milczącej Kurtyny. - odezwała się trzecia.
- Lecz wszyscy widzą tylko ten sam uśmiech dziewczyny. - odezwały się wszystkie naraz i zniknęły w czarnej mgle.
- Czekajcie... Co to ma znaczyć?!
Gorączkowo spojrzałam w górę. Niebo przybierało ognisty kolor.
- Ał! - jęknęłam i spojrzałam w dół. Stałam w lawie.
Drzewa wokół mnie zaczęły się palić. Doszedł mnie mdły zapach dymu. Nie mogłam się ruszyć. Coś przygwoździło mnie do lawy. Parzyła boleśnie moje stropy, ale nie mogłam nic zrobić. W głowie wirowały słowa z przepowiedni. Bo to chyba była przepowiednia, prawda? Przynajmniej na nią wyglądała.
Próbowałam krzyczeć, ale z moich ust wydobywało się tylko przeciągłe charkanie.
Lasy wokół mnie spaliły się doszczętnie. Popiół pokrył fioletową trawę, a lawa nagle przestała płynąć. Wyciągnęłam z niej nogi i upadłam na ziemię. Spojrzałam na swoje stopy. O dziwo, były tylko trochę poharatane, ale mimo to nie stanowiły oparcia dla reszty mojego ciała.
Rozejrzałam się dokładnie. Wokoło mnie rozlegała się potężna czarna równina. Po niebie zaczęły płynąć czerwone chmury. Jakby opary... krwi.
Rozmasowałam stopy i chwiejnie wstałam.
- O co chodzi?! - krzyknęłam w nicość. - Musicie mi wytłumaczyć! O co wam wszystkim chodzi!
Nie wiedziałam do kogo krzyczę, ani czemu używam liczby mnogiej, ale wydawało mi się, że tak powinno być.
Zanim ruszyłam w którąkolwiek ze stron, pomyślałam, że dobrze byłoby sprawdzić, co w ogóle mam na sobie. Przyjrzałam się więc uważnie swojemu ubraniu. Niebieski podkoszulek, przetarte dżinsy, gołe stopy, na ręce srebrna bransoletka z napisem, którego nie mogłam odczytać. Włosy spięte w wysokiego kucyka. Miałam na sobie mój zwykły strój, nie licząc bransoletki i braku butów. Gdzieś w oddali, zauważyłam ciemniejący kształt.
"Jakby... zamek?"
Ruszyłam w jego stronę. Nogi jeszcze trochę się pode mną uginały, ale nie zwracałam na to większej uwagi. Wkrótce stopy miałam całe umorusane popiołem, a po twarzy spływał mi pot. Zrobiło się gorąco i duszno. Z każdym krokiem miałam większą ochotę paść na ziemię.
"Dasz radę. To już niedaleko."
"Skąd wiesz, że znajdziesz tam pomoc?" - kłóciłam się sama ze sobą.
"Przecież to sen. Wszystko będzie w porządku."
"Tylko w ogóle nie padasz ze zmęczenia, choć to tylko sen?"
"Po prostu baaaaardzo męczący sen." 
"Haha, jasne."
"Zamknij się."
"Nie zamknę się, bo wiem lepiej. To tylko sen tak? A miałaś jakikolwiek wpływ na to, co się w nim działo? Na jakiekolwiek zdarzenie?"
"No... nie."
"No więc właśnie. Nie panujesz nad tym snem, to on panuje nad tobą, a ty nie potrafisz się do tego przyznać."
"Hahaha, zabawny jesteś, wewnętrzny głosie."
"Może to ten chłopak nasłał na ciebie tan sen?"
"Zamknij się!!!"
"Czemu go bronisz? Przecież nawet go nie znasz!"
"Dasz już spokój?!"
"Niech ci będzie. Ale uwierz mi, wspomnisz moje słowa!"
"Dlaczego niby on miałby za tym stać? Przecież takie dziwne sny zdarzały mi się już nieraz!"
"No tak, ale... Sama widzisz, że ten jest inny."
"Tak, ale to nie może być on. Już raczej cała ta Rada czy co tam."
"Zrobisz jak zechcesz."
Stanęłam jakieś dwa metry przed zamczyskiem. Był ogromny, zrobiony z czarnego marmuru. Drewniane wrota były otworzone na oścież. Pewnym krokiem weszłam do zamku.
Już od progu poczułam przyjemny chłód. Poklepałam się po kieszeniach i znalazłam paczkę chusteczek higienicznych. Wyjęłam jedną i wytarłam sobie nią twarz oraz nogi. Poprawiłam sobie również kucyka. Nie poprawiło to dużo mojego wyglądu, ale na pewno było lepiej niż wcześniej.
- Halo? - zawołałam wchodząc w głąb zamku. - Jest tu kto?
Za sobą usłyszałam trzaśnięcie oznajmiające, że wrota się zamknęły. W zamku zrobiło się zupełnie ciemno. I zimno.
"No, jasne." - pomyślałam z irytacją.
Wyjęłam z kieszeni latarkę i oświetlałam nią drogę przed sobą. Nagle żelazne drzwi po mojej prawej stronie otworzyły się, a w progu zobaczyłam wysoką, smukłą kobietę. Miała na sobie zieloną, powłóczystą suknię, brązowe włosy spięła w nienaganny kok. Przyjrzała się mi uważnie swoimi zielonymi oczami i ruchem ręki przywołała mnie do siebie. Podeszłam nerwowo. Nie wiedziałam czego się mam spodziewać.
Kobieta uśmiechnęła się do mnie i gestem zaprosiła do środka. 
Znalazłam się w dużej sali. Przez wysokie okna wpadały promienie słońca. Wyjrzałam przez okno. Widok rozciągał się na piękny ogród. Niebo było niebieskie, bezchmurne. Tak jakby to, co zostawiłam za sobą w ogóle nie istniało.
Rozejrzałam się uważniej po pokoju. Wszędzie walały się książki. Czy to stołek, czy krzesło, półka, szafka, sofa, łóżko - gdziekolwiek się nie spojrzało tam były książki. Nie były to stare, pożółkłe księgi. Wręcz przeciwnie. W powietrzu wisiał zapach świeżej farby drukarskiej.
Kobieta starannie zamknęła za mną drzwi, a potem odezwała się do mnie wysokim, łagodnym głosem:
- Znalazłaś to?
Nie miałam zielonego pojęcia o czym ona mówiła.
- Słucham?
Kobieta westchnęła ciężko i oparła się o poręcz sofy.
- Myślałam, że skoro tu jesteś to znaczy, że to znalazłaś.
- Ale co niby miałam znaleźć?
Przeszyła mnie wzrokiem.
- Rada ci nie wyjaśniła?
- Jaka znowu rada?! - krzyknęłam zirytowana.
- Dan po ciebie nie przyleciał? - zapytała ze zdziwieniem, ignorując moje pytanie.
- Przyleciał! - krzyczałam. - Ale ja z nim nigdzie nie poleciałam! Do żadnej głupiej rady! Czy ktoś wreszcie zechce mi łaskawie wytłumaczyć o co chodzi?!
Kobieta pokręciła głową z politowaniem.
- Gdybyś poleciała wszystkiego byś się dowiedzia...
- Ale nie poleciałam! Czy w takim wypadku mam niczego nie wiedzieć?!
- Już rozumiem, czemu tu jesteś. - wymamrotała do siebie.
- Szkoda, że ja nie wiem. - wypaliłam ze złością.
Kobieta odchrząknęła i podając mi rękę, łagodnym tonem powiedziała:
- Jestem Kirsa Nosstrumni. Jestem wychowawczynią... - urwała - istot takich jak ty. 
- A kim ja jestem? - odparowałam.
- Jesteś... - resztę zdania zagłuszył ogromny huk.

**************************************************************************

 Oto jest!
Kolejny rozdział!
Hurra! Hurra! Hurra! :D

Dziękuję, że przeczytałeś/aś! ^^ 

sobota, 14 marca 2015

Rozdział II - Pegazy istnieją?!

Poszłam do mojego pokoju i zamknęłam drzwi. Potrzebowałam samotności.
Może to głupie, ale lubiłam siedzieć w ciemnościach i w ciszy. Czułam się wtedy bezpieczna.
Położyłam się na moim łóżku i okryłam kocem. Był ciepły i miękki w dotyku. Przypomniałam sobie wydarzenia z dzisiejszego dnia.
Wstałam o 6 rano, jak w każdy zwyczajny dzień. Ogarnęłam się i poszłam do szkoły.
Dzisiejszy dzień w szkole różnił się od innych w ten sposób, że miał się odbyć Bal Wiosenny. Wszyscy byli tym bardzo podekscytowani. Ja zwykle nie lubiłam uczestniczyć w szkolnych balach, bo każda dziewczyna przychodziła z chłopakiem, a ja nigdy nie miałam z kim pójść. Ale tym razem było inaczej.
Już na początku roku szkolnego zauroczyłam się w Liamie. Był wysokim, wysportowanym, czarnowłosym chłopakiem o nieziemsko zielonych oczach. Pamiętam, że pierwszego dnia w szkole trochę się spóźniłam na zebranie w klasie (nie z mojej winy) i jedyne wolne miejsce było obok niego. I tak już zostało.
Zakochiwałam się w nim z każdym dniem. Nie wiem czy on czuł to samo, ale po jego zachowaniu wnioskowałam, że tak. I to był mój błąd.
Liam zaprosił mnie na bal. Miał na sobie czarny garnitur, a ja zwiewną, turkusową sukienkę w żółte kwiaty. Było wspaniale, tańczyliśmy, rozmawialiśmy, śmialiśmy się. Byłam najszczęśliwszą osobą na świecie.
I wtedy wszystko się popsuło. Powinnam była się domyślić, że tak to się skończy. Nigdy nie miałam tak dużego szczęścia.
Liam wziął mój płaszcz, opatulił mnie nim i zaprowadził mnie przed szkołę, by trochę pooddychać świeżym powietrzem. Oczywiście, wydawało mi się, że zrobi coś super romantycznego. Jakiś pocałunek, fajerwerki... A los na to: "Pocałunek? Fajerwerki? Ty chyba sobie żartujesz."
Nie zważając na to, co podpowiadał mi rozsadek, dawałam Liamowi jasno do zrozumienia, że nie mam nic przeciwko temu, żeby był romantyczny. Ale on wpatrywał się tylko w jeden punkt przed nami. Spojrzałam w tą samą stronę, akurat w chwili, gdy spośród drzew wyłoniła się wysoka dziewczyna z prostymi, blond włosami i niebieskimi oczami. Podeszła do Liama i jak gdyby nigdy nic pocałowała go w policzek. Poczułam, że we mnie coś pęka.
- To jest Drew. - powiedział Liam najspokojniej na świecie, najwyraźniej nie zauważając, że serce mi pękło. - Moja dziewczyna.
- Hej - powiedziała dziewczyna i pomachała mi ręką. Uśmiechała się, jak dla mnie, trochę zbyt niewinnie.
- Hej? - odpowiedziałam głupio.
- Drew, to jest moja przyjaciółka Emma. - Liam zwrócił się do niebieskookiej piękności.
Przyjaciółka?
Zrobiło mi się słabo.
- Ja... Ja chyba już pójdę. - powiedziałam i pobiegłam w stronę mojego ulubionego parku. W tym czasie oczywiście zaczął padać deszcz, co akurat mi nie przeszkadzało. 
Zastanawiałam się, co teraz Liam robi ze swoją dziewczyną. I dlaczego mi nie powiedział? Przyjaciele powinni chyba mówić sobie takie rzeczy...
Sama nie wiem, kiedy zaczęłam płakać.
Dalsze wydarzenia działy się jak we śnie. Poślizg, zawieszenie w powietrzu, Daniel... Przypomniałam sobie jego zapach. Coś jak skrzyżowanie gorącej czekolady i starych książek. Ciekawe, czemu tak pachnie.
Przewróciłam się na drugi bok i przykryłam szczelniej kocem. Było mi dziwnie zimno.
Nagle okno w moim pokoju otworzyło się na oścież. Szum wiatru i deszczu zagłuszył moją ukochaną ciszę. 
Otuliłam się szczelniej kocem i wstałam z łóżka, by zamknąć okno. Takie rzeczy nie robiły na mnie wrażenia. Nie po tym, co się dzisiaj stało.
Już miałam je zamknąć, gdy zobaczyłam majaczący się w oddali czarny punkt. Punkt robił się coraz większy, aż w końcu zobaczyłam, co to jest. A był to Dan lecący na czarnym pegazie.
Zamknęłam oczy i spojrzałam jeszcze raz, pewna, że mi się tylko przewidziało. Myliłam się. Pegaz i Dan nadal tam byli i zbliżali się do mnie z zawrotną prędkością. Tuż przed tym jak mieli wpaść do mojego pokoju, Dan krzyknął:
- Padnij!
Posłusznie wykonałam polecenie. Pegaz przeleciał nade mną i z gracją wylądował na podłodze. Dan zeskoczył z niego i poklepał go plecach.
- Dobrze, Minusie. - pochwalił go.
- Minusie? - zapytałam głupio, bo miałam zbyt duży mętlik w głowie, by zadać jakieś mądrzejsze pytanie. - Nazwałeś pegaza Minus?
- Nie ja. - odchrząknął znacząco. - Ale tak, ten pegaz nazywa się Minus.
- Nieważne. - powiedziałam, a pegaz zarżał urażony. - O co chodzi? Czemu tu jesteś? Skąd w ogóle jest ten pegaz? Przecież one NIE ISTNIEJĄ. 
Pegaz znowu zarżał, a w mojej głowie usłyszałam jego głos: Pegazy nie istnieją?! PEGAZY NIE ISTNIEJĄ?! To czemu ja mam skrzydła i nim jestem! POWIEDZ CZEMU!!!
 - Spokojnie, Minusie. - odezwał się Dan i pogłaskał konia po pysku. - Ona po prostu niczego nie wie, dobra? Ale się dowie, obiecuję.
- Czy on...? - zaczęłam, ale słowa nie chciały mi przejść przez gardło.
- O co chodzi? - zmarszczył czoło.
- Słyszałam jego głos w mojej głowie. - powiedziałam. - Ty też...?
- Nie - pokręcił głową. - Tylko najpotężniejsi rozumieją... - urwał i popatrzył na mnie z zainteresowaniem, jakbym była obiektem badań. - Nieważne.
-Niech będzie - przewróciłam oczami. - ale chcesz mi może wyjaśnić, co do jasnej ciasnej, robisz w moim domu?
- Aaa, tak - odpowiedział Dan, jakby przypomniał sobie coś ważnego. - Rada kazała mi zawieźć do nich ciebie.
- Jaka rada?
- Dowiesz się na miejscu - odparł tajemniczo.
Przez chwilę czułam pokusę, by się zgodzić. By odlecieć do tego miejsca, by dowiedzieć się, co znaczą te wszystkie dziwne sytuacje. Ale zaraz po tym poczułam złość.
- Wlatujesz sobie do mojego pokoju, ot tak, na pegazie i chcesz, żebym poleciała z tobą do jakiejś rady?!
- No, tak - odpowiedział spokojnie.
- Nigdzie nie lecę! - krzyknęłam. - Zostanę tutaj i już! Do niczego mnie nie zmusisz!
- Ooo, przepraszam, ja cię do niczego nie zmuszam! - bąknął Dan. - Rada będzie, co prawda, zawiedziona, że nie przyleciałaś na ich wezwanie, ale dobrze, to twoja sprawa, a w końcu i tak dowiesz się prawdy!
- Prawdy? - powtórzyłam zdezorientowana. - Jakiej prawdy?
- Żeby się dowiedzieć musisz ze mną polecieć. - odpowiedział Dan prosząco.
- Kim jesteś? - zignorowałam jego odpowiedź. - Ale tak naprawdę.
- Nie mogę ci powiedzieć, dopóki się nie dowiem kim ty jesteś. A nie dowiem się tego, póki ze mną nie polecisz. Wiem tylko, że jesteś potężniejsza od innych... Ale co ta ma znaczyć? Nie wiem. - westchnął. - Nie chcą nam nic powiedzieć.
- Wam? Jest więcej takich jak ty?
- No... Tak - spojrzał na mnie z zakłopotaniem. 
- Nieważne. Nigdzie nie polecę, tak czy siak.
- Szkoda. - odrzekł i wsiadł na Minusa. - No to do zobaczenia w szkole, hm?
- Do zobaczenia w szkole. - odpadłam oschle.
Pegaz wyleciał z mojego pokoju, a ja zamknęłam za nim okno. Do drzwi zapukała mama.
- Coś się stało, córeczko? Słyszałam jakieś wrzaski. - skrzywiła się.
- Nie, nic się nie stało. Wszystko w porządku. - zapewniłam.
- No, dobrze. - odparła mama niepewnie i wyszła z pokoju.
Rzuciłam się na łóżko. Długo się zastanawiałam czy dobrze postąpiłam, nie lecąc. Aż w końcu zasnęłam.

**************************************************************************

Przepraszam, że tak dawno nie było nowych rozdziałów, ale moja wena się na mnie obraziła. Proszę też o zostawianie komentarzy z opinią. ;)

Dziękuję za przeczytanie drugiego rozdziału!

czwartek, 12 marca 2015

100 wyświetleń!

Mojego bloga odwiedzono już 100 razy! Dziękuję!
Chciałabym też was poprosić o komentarze. ;) Każdy komentarz motywuje mnie do dalszego pisania. 
Jeszcze raz dziękuję!!! <3

Madzia