- Odwiedzisz miejsca, o których nikomu się nie śni.
- Zobaczysz sceny z najśmielszych baśni. - odezwała się druga.
- Myśleć będziesz, że jesteś z Milczącej Kurtyny. - odezwała się trzecia.
- Lecz wszyscy widzą tylko ten sam uśmiech dziewczyny. - odezwały się wszystkie naraz i zniknęły w czarnej mgle.
- Czekajcie... Co to ma znaczyć?!
Gorączkowo spojrzałam w górę. Niebo przybierało ognisty kolor.
- Ał! - jęknęłam i spojrzałam w dół. Stałam w lawie.
Drzewa wokół mnie zaczęły się palić. Doszedł mnie mdły zapach dymu. Nie mogłam się ruszyć. Coś przygwoździło mnie do lawy. Parzyła boleśnie moje stropy, ale nie mogłam nic zrobić. W głowie wirowały słowa z przepowiedni. Bo to chyba była przepowiednia, prawda? Przynajmniej na nią wyglądała.
Próbowałam krzyczeć, ale z moich ust wydobywało się tylko przeciągłe charkanie.
Lasy wokół mnie spaliły się doszczętnie. Popiół pokrył fioletową trawę, a lawa nagle przestała płynąć. Wyciągnęłam z niej nogi i upadłam na ziemię. Spojrzałam na swoje stopy. O dziwo, były tylko trochę poharatane, ale mimo to nie stanowiły oparcia dla reszty mojego ciała.
Rozejrzałam się dokładnie. Wokoło mnie rozlegała się potężna czarna równina. Po niebie zaczęły płynąć czerwone chmury. Jakby opary... krwi.
Rozmasowałam stopy i chwiejnie wstałam.
- O co chodzi?! - krzyknęłam w nicość. - Musicie mi wytłumaczyć! O co wam wszystkim chodzi!
Nie wiedziałam do kogo krzyczę, ani czemu używam liczby mnogiej, ale wydawało mi się, że tak powinno być.
Zanim ruszyłam w którąkolwiek ze stron, pomyślałam, że dobrze byłoby sprawdzić, co w ogóle mam na sobie. Przyjrzałam się więc uważnie swojemu ubraniu. Niebieski podkoszulek, przetarte dżinsy, gołe stopy, na ręce srebrna bransoletka z napisem, którego nie mogłam odczytać. Włosy spięte w wysokiego kucyka. Miałam na sobie mój zwykły strój, nie licząc bransoletki i braku butów. Gdzieś w oddali, zauważyłam ciemniejący kształt.
"Jakby... zamek?"
Ruszyłam w jego stronę. Nogi jeszcze trochę się pode mną uginały, ale nie zwracałam na to większej uwagi. Wkrótce stopy miałam całe umorusane popiołem, a po twarzy spływał mi pot. Zrobiło się gorąco i duszno. Z każdym krokiem miałam większą ochotę paść na ziemię.
"Dasz radę. To już niedaleko."
"Skąd wiesz, że znajdziesz tam pomoc?" - kłóciłam się sama ze sobą.
"Przecież to sen. Wszystko będzie w porządku."
"Tylko w ogóle nie padasz ze zmęczenia, choć to tylko sen?"
"Po prostu baaaaardzo męczący sen."
"Haha, jasne."
"Zamknij się."
"Nie zamknę się, bo wiem lepiej. To tylko sen tak? A miałaś jakikolwiek wpływ na to, co się w nim działo? Na jakiekolwiek zdarzenie?"
"No... nie."
"No więc właśnie. Nie panujesz nad tym snem, to on panuje nad tobą, a ty nie potrafisz się do tego przyznać."
"Hahaha, zabawny jesteś, wewnętrzny głosie."
"Może to ten chłopak nasłał na ciebie tan sen?"
"Zamknij się!!!"
"Czemu go bronisz? Przecież nawet go nie znasz!"
"Dasz już spokój?!"
"Niech ci będzie. Ale uwierz mi, wspomnisz moje słowa!"
"Dlaczego niby on miałby za tym stać? Przecież takie dziwne sny zdarzały mi się już nieraz!"
"No tak, ale... Sama widzisz, że ten jest inny."
"Tak, ale to nie może być on. Już raczej cała ta Rada czy co tam."
"Zrobisz jak zechcesz."
Stanęłam jakieś dwa metry przed zamczyskiem. Był ogromny, zrobiony z czarnego marmuru. Drewniane wrota były otworzone na oścież. Pewnym krokiem weszłam do zamku.
Już od progu poczułam przyjemny chłód. Poklepałam się po kieszeniach i znalazłam paczkę chusteczek higienicznych. Wyjęłam jedną i wytarłam sobie nią twarz oraz nogi. Poprawiłam sobie również kucyka. Nie poprawiło to dużo mojego wyglądu, ale na pewno było lepiej niż wcześniej.
- Halo? - zawołałam wchodząc w głąb zamku. - Jest tu kto?
Za sobą usłyszałam trzaśnięcie oznajmiające, że wrota się zamknęły. W zamku zrobiło się zupełnie ciemno. I zimno.
"No, jasne." - pomyślałam z irytacją.
Wyjęłam z kieszeni latarkę i oświetlałam nią drogę przed sobą. Nagle żelazne drzwi po mojej prawej stronie otworzyły się, a w progu zobaczyłam wysoką, smukłą kobietę. Miała na sobie zieloną, powłóczystą suknię, brązowe włosy spięła w nienaganny kok. Przyjrzała się mi uważnie swoimi zielonymi oczami i ruchem ręki przywołała mnie do siebie. Podeszłam nerwowo. Nie wiedziałam czego się mam spodziewać.
Kobieta uśmiechnęła się do mnie i gestem zaprosiła do środka.
Znalazłam się w dużej sali. Przez wysokie okna wpadały promienie słońca. Wyjrzałam przez okno. Widok rozciągał się na piękny ogród. Niebo było niebieskie, bezchmurne. Tak jakby to, co zostawiłam za sobą w ogóle nie istniało.
Rozejrzałam się uważniej po pokoju. Wszędzie walały się książki. Czy to stołek, czy krzesło, półka, szafka, sofa, łóżko - gdziekolwiek się nie spojrzało tam były książki. Nie były to stare, pożółkłe księgi. Wręcz przeciwnie. W powietrzu wisiał zapach świeżej farby drukarskiej.
Kobieta starannie zamknęła za mną drzwi, a potem odezwała się do mnie wysokim, łagodnym głosem:
- Znalazłaś to?
Nie miałam zielonego pojęcia o czym ona mówiła.
- Słucham?
Kobieta westchnęła ciężko i oparła się o poręcz sofy.
- Myślałam, że skoro tu jesteś to znaczy, że to znalazłaś.
- Ale co niby miałam znaleźć?
Przeszyła mnie wzrokiem.
- Rada ci nie wyjaśniła?
- Jaka znowu rada?! - krzyknęłam zirytowana.
- Dan po ciebie nie przyleciał? - zapytała ze zdziwieniem, ignorując moje pytanie.
- Przyleciał! - krzyczałam. - Ale ja z nim nigdzie nie poleciałam! Do żadnej głupiej rady! Czy ktoś wreszcie zechce mi łaskawie wytłumaczyć o co chodzi?!
Kobieta pokręciła głową z politowaniem.
- Gdybyś poleciała wszystkiego byś się dowiedzia...
- Ale nie poleciałam! Czy w takim wypadku mam niczego nie wiedzieć?!
- Już rozumiem, czemu tu jesteś. - wymamrotała do siebie.
- Szkoda, że ja nie wiem. - wypaliłam ze złością.
Kobieta odchrząknęła i podając mi rękę, łagodnym tonem powiedziała:
- Jestem Kirsa Nosstrumni. Jestem wychowawczynią... - urwała - istot takich jak ty.
- A kim ja jestem? - odparowałam.
- Jesteś... - resztę zdania zagłuszył ogromny huk.
**************************************************************************
Oto jest!
Kolejny rozdział!
Hurra! Hurra! Hurra! :D
Dziękuję, że przeczytałeś/aś! ^^