Może to głupie, ale lubiłam siedzieć w ciemnościach i w ciszy. Czułam się wtedy bezpieczna.
Położyłam się na moim łóżku i okryłam kocem. Był ciepły i miękki w dotyku. Przypomniałam sobie wydarzenia z dzisiejszego dnia.
Wstałam o 6 rano, jak w każdy zwyczajny dzień. Ogarnęłam się i poszłam do szkoły.
Dzisiejszy dzień w szkole różnił się od innych w ten sposób, że miał się odbyć Bal Wiosenny. Wszyscy byli tym bardzo podekscytowani. Ja zwykle nie lubiłam uczestniczyć w szkolnych balach, bo każda dziewczyna przychodziła z chłopakiem, a ja nigdy nie miałam z kim pójść. Ale tym razem było inaczej.
Już na początku roku szkolnego zauroczyłam się w Liamie. Był wysokim, wysportowanym, czarnowłosym chłopakiem o nieziemsko zielonych oczach. Pamiętam, że pierwszego dnia w szkole trochę się spóźniłam na zebranie w klasie (nie z mojej winy) i jedyne wolne miejsce było obok niego. I tak już zostało.
Zakochiwałam się w nim z każdym dniem. Nie wiem czy on czuł to samo, ale po jego zachowaniu wnioskowałam, że tak. I to był mój błąd.
Liam zaprosił mnie na bal. Miał na sobie czarny garnitur, a ja zwiewną, turkusową sukienkę w żółte kwiaty. Było wspaniale, tańczyliśmy, rozmawialiśmy, śmialiśmy się. Byłam najszczęśliwszą osobą na świecie.
I wtedy wszystko się popsuło. Powinnam była się domyślić, że tak to się skończy. Nigdy nie miałam tak dużego szczęścia.
Liam wziął mój płaszcz, opatulił mnie nim i zaprowadził mnie przed szkołę, by trochę pooddychać świeżym powietrzem. Oczywiście, wydawało mi się, że zrobi coś super romantycznego. Jakiś pocałunek, fajerwerki... A los na to: "Pocałunek? Fajerwerki? Ty chyba sobie żartujesz."
Nie zważając na to, co podpowiadał mi rozsadek, dawałam Liamowi jasno do zrozumienia, że nie mam nic przeciwko temu, żeby był romantyczny. Ale on wpatrywał się tylko w jeden punkt przed nami. Spojrzałam w tą samą stronę, akurat w chwili, gdy spośród drzew wyłoniła się wysoka dziewczyna z prostymi, blond włosami i niebieskimi oczami. Podeszła do Liama i jak gdyby nigdy nic pocałowała go w policzek. Poczułam, że we mnie coś pęka.
- To jest Drew. - powiedział Liam najspokojniej na świecie, najwyraźniej nie zauważając, że serce mi pękło. - Moja dziewczyna.
- Hej - powiedziała dziewczyna i pomachała mi ręką. Uśmiechała się, jak dla mnie, trochę zbyt niewinnie.
- Hej? - odpowiedziałam głupio.
- Drew, to jest moja przyjaciółka Emma. - Liam zwrócił się do niebieskookiej piękności.
Przyjaciółka?
Zrobiło mi się słabo.
- Ja... Ja chyba już pójdę. - powiedziałam i pobiegłam w stronę mojego ulubionego parku. W tym czasie oczywiście zaczął padać deszcz, co akurat mi nie przeszkadzało.
Zastanawiałam się, co teraz Liam robi ze swoją dziewczyną. I dlaczego mi nie powiedział? Przyjaciele powinni chyba mówić sobie takie rzeczy...
Sama nie wiem, kiedy zaczęłam płakać.
Dalsze wydarzenia działy się jak we śnie. Poślizg, zawieszenie w powietrzu, Daniel... Przypomniałam sobie jego zapach. Coś jak skrzyżowanie gorącej czekolady i starych książek. Ciekawe, czemu tak pachnie.
Przewróciłam się na drugi bok i przykryłam szczelniej kocem. Było mi dziwnie zimno.
Nagle okno w moim pokoju otworzyło się na oścież. Szum wiatru i deszczu zagłuszył moją ukochaną ciszę.
Otuliłam się szczelniej kocem i wstałam z łóżka, by zamknąć okno. Takie rzeczy nie robiły na mnie wrażenia. Nie po tym, co się dzisiaj stało.
Już miałam je zamknąć, gdy zobaczyłam majaczący się w oddali czarny punkt. Punkt robił się coraz większy, aż w końcu zobaczyłam, co to jest. A był to Dan lecący na czarnym pegazie.
Zamknęłam oczy i spojrzałam jeszcze raz, pewna, że mi się tylko przewidziało. Myliłam się. Pegaz i Dan nadal tam byli i zbliżali się do mnie z zawrotną prędkością. Tuż przed tym jak mieli wpaść do mojego pokoju, Dan krzyknął:
- Padnij!
Posłusznie wykonałam polecenie. Pegaz przeleciał nade mną i z gracją wylądował na podłodze. Dan zeskoczył z niego i poklepał go plecach.
- Dobrze, Minusie. - pochwalił go.
- Minusie? - zapytałam głupio, bo miałam zbyt duży mętlik w głowie, by zadać jakieś mądrzejsze pytanie. - Nazwałeś pegaza Minus?
- Nie ja. - odchrząknął znacząco. - Ale tak, ten pegaz nazywa się Minus.
- Nieważne. - powiedziałam, a pegaz zarżał urażony. - O co chodzi? Czemu tu jesteś? Skąd w ogóle jest ten pegaz? Przecież one NIE ISTNIEJĄ.
Pegaz znowu zarżał, a w mojej głowie usłyszałam jego głos: Pegazy nie istnieją?! PEGAZY NIE ISTNIEJĄ?! To czemu ja mam skrzydła i nim jestem! POWIEDZ CZEMU!!!
- Spokojnie, Minusie. - odezwał się Dan i pogłaskał konia po pysku. - Ona po prostu niczego nie wie, dobra? Ale się dowie, obiecuję.
- Czy on...? - zaczęłam, ale słowa nie chciały mi przejść przez gardło.
- O co chodzi? - zmarszczył czoło.
- Słyszałam jego głos w mojej głowie. - powiedziałam. - Ty też...?
- Nie - pokręcił głową. - Tylko najpotężniejsi rozumieją... - urwał i popatrzył na mnie z zainteresowaniem, jakbym była obiektem badań. - Nieważne.
-Niech będzie - przewróciłam oczami. - ale chcesz mi może wyjaśnić, co do jasnej ciasnej, robisz w moim domu?
- Aaa, tak - odpowiedział Dan, jakby przypomniał sobie coś ważnego. - Rada kazała mi zawieźć do nich ciebie.
- Jaka rada?
- Dowiesz się na miejscu - odparł tajemniczo.
Przez chwilę czułam pokusę, by się zgodzić. By odlecieć do tego miejsca, by dowiedzieć się, co znaczą te wszystkie dziwne sytuacje. Ale zaraz po tym poczułam złość.
- Wlatujesz sobie do mojego pokoju, ot tak, na pegazie i chcesz, żebym poleciała z tobą do jakiejś rady?!
- No, tak - odpowiedział spokojnie.
- Nigdzie nie lecę! - krzyknęłam. - Zostanę tutaj i już! Do niczego mnie nie zmusisz!
- Ooo, przepraszam, ja cię do niczego nie zmuszam! - bąknął Dan. - Rada będzie, co prawda, zawiedziona, że nie przyleciałaś na ich wezwanie, ale dobrze, to twoja sprawa, a w końcu i tak dowiesz się prawdy!
- Prawdy? - powtórzyłam zdezorientowana. - Jakiej prawdy?
- Żeby się dowiedzieć musisz ze mną polecieć. - odpowiedział Dan prosząco.
- Kim jesteś? - zignorowałam jego odpowiedź. - Ale tak naprawdę.
- Nie mogę ci powiedzieć, dopóki się nie dowiem kim ty jesteś. A nie dowiem się tego, póki ze mną nie polecisz. Wiem tylko, że jesteś potężniejsza od innych... Ale co ta ma znaczyć? Nie wiem. - westchnął. - Nie chcą nam nic powiedzieć.
- Wam? Jest więcej takich jak ty?
- No... Tak - spojrzał na mnie z zakłopotaniem.
- Nieważne. Nigdzie nie polecę, tak czy siak.
- Szkoda. - odrzekł i wsiadł na Minusa. - No to do zobaczenia w szkole, hm?
- Do zobaczenia w szkole. - odpadłam oschle.
Pegaz wyleciał z mojego pokoju, a ja zamknęłam za nim okno. Do drzwi zapukała mama.
- Coś się stało, córeczko? Słyszałam jakieś wrzaski. - skrzywiła się.
- Nie, nic się nie stało. Wszystko w porządku. - zapewniłam.
- No, dobrze. - odparła mama niepewnie i wyszła z pokoju.
Rzuciłam się na łóżko. Długo się zastanawiałam czy dobrze postąpiłam, nie lecąc. Aż w końcu zasnęłam.
**************************************************************************
Przepraszam, że tak dawno nie było nowych rozdziałów, ale moja wena się na mnie obraziła. Proszę też o zostawianie komentarzy z opinią. ;)
Dziękuję za przeczytanie drugiego rozdziału!
Spoko rozdział. Z niecierpliwością czekam na następne ;)
OdpowiedzUsuńChciałabym się dowiedzieć czegoś więcej o Emmie oraz tego, kim jest...
Wow, serio...wow :D
OdpowiedzUsuń