Kirsa stała nade mną, nie dając w spokoju dokończyć pić herbaty. Wbiłam w nią pełen frustracji wzrok.
- W takim stroju mam rozmawiać z Radą? - powiedziałam ironicznie, zerkając na moją piżamę w paski. - Hm?
- Dam ci coś do przebrania, tylko proszę, pospiesz się! - Kirsa zdawała się tracić swoją cierpliwość.
- Okej, okej. - wydukałam, kończąc herbatę.
- Proszę. - powiedziała, podając mi czarny kombinezon, bieliznę oraz wysokie buty.
- Nie w moim stylu. - odparłam niesmacznie.
- To mnie nie interesuje.
- A co z moim pięknym, czarno-białym strojem? Jeszcze kilka sztuk powinno leżeć w łazience.
- Nie, masz ubrać się w to.
- Dlaczego? Nie będzie mi za gorąco? Przecież jest wiosna!
- Emma, przestań się ze mną kłócić. To bez sensu...
- Ale...
- Proszę.
W jej głosie była tak duża bezsilność, że po prostu się poddałam. Byłam okropna, wiedziałam o tym, jednak był to jakiś mój sposób obrony na otaczającą mnie nową rzeczywistość. Emanci, moce, Rada? Byłam tu tylko trzy dni. Nie mogłam, a nawet nie miałam czasu pogodzić się z nowymi warunkami. Tyle się cały czas działo, a mój ostatni wolny czas przeznaczyłam na nieudaną próbę ucieczki. Brawo ja.
Zaczęłam się ubierać w dziwny, czarny kombinezon. Słuchałam Eleny, która znowu zaczęła rozprawiać na jakiś mało ważny temat. Swoje niebieskie włosy zaplotła w warkocza, na sobie miała zwykłą, białą bluzkę, oraz przetarte dżinsy. Była całkiem ładną dziewczyną. Owalny kształt twarzy, niebieskie oczęta, mały, lekko zadarty nos i zwyczajne, malinowe usta. Nie wyglądały na pomalowane, musiała mieć taki kolor od zawsze. Zazdrościłam jej tego koloru warg. Moje były mdłe, właściwie bezbarwne.
- Hej, Elena! - przerwałam jej. - Twój kolor włosów... Czy on jest naturalny?
Elena przyglądała mi się badawczo przez chwilę, ale później ochoczo zaczęła nowy temat.
- Ależ oczywiście że nie, głuptasie! - zaśmiała się. - Moim naturalnym kolorem jest blond, ale nie przepadam za nim za bardzo. No, to dość długa historia. Zaczęło się od tego, że w przedszkolu pomazałam sobie włosy niebieskim pisakiem, wiesz, takim zwyczajnym, do malowania obrazków. Bardzo mi się spodobał taki kolorek na mojej głowie, choć pomazałam sobie tylko końcówki. Mama była na mnie wściekła, jak zobaczyła, co zrobiłam i od razu umyła mi włosy. Tego samego dnia zapytałam jej, czy jak podrosnę będę mogła przefarbować włosy na niebiesko. Była lekko zdumiona, ale powiedziała, że jeśli to mnie uszczęśliwi to oczywiście. - uśmiechnęła się promiennie. - Zafarbowałam je po raz pierwszy rok temu, niedługo przed odkryciem mojej mocy. I od tamtej pory nie wróciłam już do swoich naturalnych włosów. - zakończyła.
- Co ile czasu je farbujesz? - spytałam zaciekawiona.
- No... Co jakieś trzy, cztery miesiące? Zależy jak długo trzyma się farba i czy odrosty wyglądają aż tak źle. - mruknęła. - Lubię też jak kolor się spiera i robi się taki matowy.
- Tak jak teraz?
- Aha.
Elena zaczęła opowiadać, dlaczego tak bardzo lubi niebieski i co on dla niej oznacza. Byłam lekko zaskoczona jej przemową, bowiem nigdy sobie nie wyobrażałam, by kolor mógł dla kogokolwiek cokolwiek oznaczać. Wcześniej Elena mówiła, że to właściwie kwestia przypadku - a przynajmniej ja tak to zrozumiałam. Okazało się jednak, że wybór niebieskiego koloru mazaka w ogóle nie było przypadkiem. Postanowiłam, że pogadam z nią jeszcze na ten temat. Był to ciekawy, choć dziwny temat do dyskusji, ale mimo to chciałam się dowiedzieć. Elena wydawała się być fajną dziewczyną i mogłaby być naprawdę dobrą przyjaciółką.
Nagle pomyślałam o Belli. Co teraz robiła? Czym się zajmowała? Zerknęłam na zegar wiszący na ścianie. Dochodziła jedenasta.
- Jaki dziś jest dzień? - spytałam.
Kirsa spojrzała na mnie, po czym wyciągnęła z kieszeni mały kalendarz.
- Poniedziałek, 30 marca. - odparła.
- Ach...
"Bella musi być w szkole. Czy zastanawia się, czemu mnie nie ma? Oddałabym wszystko za parę minut rozmowy z przyjaciółką. Tylko czy mogłabym jej powiedzieć, kim naprawdę jestem? Stop, jak niby mogłabym jej to powiedzieć, skoro sama jeszcze tego nie rozumiem?"
- Jesteś już gotowa? - Kirsa powtórzyła swoje pytanie z początku naszej rozmowy. - Jesteśmy umówieni z Radą, że będziemy o jedenastej. - zerknęła nerwowo na zegarek. - A jest za pięć!
- Dobrze, już dobrze. - wybąkałam, ubierając buty. - Ale tak całkiem szczerze, to nie wiem, po co mi ten cały kombinezon. Jest okropny.
- Przestań marudzić. - Głos kobiety był spokojny, ale stanowczy. Ton nieznoszący sprzeciwu.
- Może gdybyś mi powiedziała, po co mam go mieć na sobie, nie musiałabym. - odparowałam.
- Eleno, za godzinę masz trening, prawda? - spojrzała na dziewczynę, kompletnie mnie ignorując.
Wstałam z łóżka, gotowa do drogi, gdy za ramię chwycił mnie pan Pierre i odciągnął mnie kawałek na bok. Dziwnie się czułam, ponieważ byłam wyższa od niego, ale najwyraźniej to go nie krępowało do zrugania mnie.
- Słuchaj, dziewczyno. Skoro masz mieć większą moc od innych, to zachowuj się przyzwoicie. Nawet od zwykłych emantów wymagamy kultury, a będziesz musiała przyzwyczaić się do tego, że od ciebie będziemy wymagać o wiele więcej. Nie będzie czasu na odpowiadanie na twoje dziecięce pytania. Masz już prawie siedemnaście lat, powinnaś zachowywać się, jak na młodą damę przystało. Kirsa jest przepracowana, nie widzisz, że nie tylko nie ma siły z tobą walczyć, ale także sprawiasz jej tym przykrość?
Nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Kirsa Nosstrumni zawsze kojarzyła mi się z osobą bezwzględną i bezuczuciową. Jasne, troszczyła się o mnie, ale była w tym jednocześnie ostra i surowa. Nie wiedziałam, co mam myśleć, ale skoro pan Pierre był dobrym kolegą Kirsy...
- Postaram się - wydukałam. - proszę pana.
Kirsa zwróciła się do nas.
- O co chodzi?
- O nic. Nasza panna jest już gotowa. - wyręczył mnie w wyjaśnieniach pan Pierre.
- W porządku. A więc chodź, Emmo.
Ruszyłam za kobietą. Zdążyłam jeszcze pomachać Elenie, zanim ściana pojawiła się z powrotem. Zerknęłam na metalową tabliczkę z numerem mojego pokoju. C13...
- Idziesz? - Kirsa wyrwała mnie z zamyśleń.
- Tak, tak, jasne. - mruknęłam i pospieszyłam za nią.
Doszłyśmy do metalowej tabliczki z napisem "WINDA". Kiedy Kirsa zajmowała się naszym transportem na dół, ja rozejrzałam się po korytarzu. Był pusty, ale czułam się dziwnie niespokojna. Coś było nie tak i to coś nie miało raczej ze mną dużo wspólnego.
Zerknęłam na windę, która do nas jechała. Czy to możliwe, że jeszcze kilkadziesiąt minut temu stałam w tym samym miejscu i czekałam na to samo? Tyle że sama? Czy naprawdę miałam szansę uciec? Czy naprawdę tego chciałam?
- Wchodzimy.
Winda była pusta. Nie była też pięknie przystrojona w zieloną gąbkę, jak większość ścian w tym budynku. Była po prostu metalowa. Zimna, szara. I to było wszystko.
Kirsa nacisnęła przycisk z literką "A". Już wcześniej zorientowałam się, że to musiał być parter.
- Kirso? Czy... Czy między piętrami można poruszać się tylko windą? - spytałam nieśmiało.
- Nie, nie tylko. Na drugim końcu korytarza są schody.
"Kurczę. Mogłam iść w lewo, a nie w prawo. Może wtedy zdołałabym uciec schodami."
- Czy piętra A, B, C i D to wszystkie piętra w tym budynku? - kontynuowałam.
Kirsa spojrzała na mnie podejrzliwie.
- A co?
- A tak pytam, z ciekawości.
- No więc tak, to wszystkie piętra w tym budynku.
Mogła mówić, co chce, ale ja już i tak wiedziałam, że kłamie. Najwyraźniej było tu jeszcze jakieś piętro, do którego nie można było dojechać windą. Jakieś tajne piętro.
- A co się znajduje na każdym z nich? - nie dawałam za wygraną.
W tej chwili drzwi windy się otworzyły.
- Jesteśmy na parterze. - mruknęła pod nosem i wyszła z windy.
- Ej, nie odpowiesz mi? - Rzuciłam się za nią w stronę dużych, podwójnych szklanych drzwi, na których była metalowa tabliczka z napisem "WYJŚCIE".
Zaraz obok nich, po ich lewej stronie, wisiała kolorowa tablica.
- Co to jest?
- Plan budynku. Wszystko jest na nim dokładnie wyjaśnione, widzisz? Po powrocie będziesz mogła się na niego napatrzeć, ile tylko zechcesz.
- Dobrze, a... - Machinalnie sięgnęłam ręką do kieszeni, by wydobyć z niej komórkę. Nie było jednak w kombinezonie ani kieszeni, ani mojej komórki.
- Tak właściwie, gdzie są moje rzeczy, które miałam przy sobie w czasie... No tego incydentu z moją mocą?
- Są w szafce przy twoim łóżku.
- Aha, dobrze wiedzieć.
Kirsa otworzyła drzwi i owiał mnie ciepły, wiosenny wiatr. Przed szpitalem był wielki trawnik, przez który przechodziła kamienna ścieżka. Dochodziła do betonowego chodnika, który był o wiele szerszy od niej samej. Wyglądał trochę jak promenada.
- Ten szeroki chodnik, który widzisz to Droga Główna. Z niej dostaniesz się wszędzie.
- Nie macie tutaj samochodów?
Kirsa stłumiła chichot.
- Coś takiego jak samochody nie jest nam tutaj potrzebne.
Doszłyśmy ścieżką do Drogi Głównej. Teraz jeszcze bardziej przypominała mi promenadę: wręcz tętniła życiem. Jakiś chłopak, jadący na deskorolce, omal na mnie nie wpadł. W oddali widziałam trzy dziewczyny z torbami zakupowymi. Było też mnóstwo dorosłych. Większość z nich zerkała nerwowo na zegarki, gdzieś się spieszyła. Niektórzy witali Kirsę, jeszcze inni w ogóle nie zwracali na nas uwagi. Dziewczyna o ognistych włosach, przebiegła tuż obok mnie, najwyraźniej bardzo się gdzieś spiesząc. A nieopodal nas zauważyłam grupkę nastolatków, którzy gawędzili sobie jak gdyby nigdy nic. I to była ta normalniejsza część. Z tych mniej normalnych zauważyłam, że torby trzech dziewczyn unoszą się w powietrzu. Na ręku jakiegoś mężczyzny nie było normalnego zegarka tylko jakiś dziwny sprzęt, którego nie rozpoznawałam. Chłopak na deskorolce i dziewczyna na wrotkach poruszali się naprawdę szybko i zwinnie; zbyt zwinnie jak na normalnego człowieka. Zobaczyłam pana z budką z lodami, gdzie lody robiły się same, bez niczyjej pomocy.
- Aaa... - Tego było za dużo. - Kirso, czy nie mówiłaś mi, że jedzenie i...
- Tak, tak, ale tylko w krytycznych sytuacjach, no i nie może być to słodki posiłek. Musi być konkretny.
- Ach... - żachnęłam się. - Czy za te lody coś się płaci?
- Yyy, raczej nie. Emanci są wobec siebie życzliwi. Wszystko to polega na wspólnej pracy, nie potrzeba nam żadnej waluty. Emanci nie są chciwi... Z zasady.
Coś w jej głosie powiedziało mi, że rzadko tutaj zdarzały się przypadki oszustwa. Z jednej strony to chyba dobrze, ale z drugiej wydawało mi się to trochę... Nieludzkie. To jasne, że na świecie są ludzie dobrzy i źli. Ale nie może być idealnie. Społeczność nie może się składać tylko z tych dobrych, bo to po prostu... Nienaturalne.
Mimo wszytko kontynuowałam swoje małe przesłuchanie.
- A co z różnorodnością narodową? Przecież w Bezpiecznej Przystani mieszkają ludzie ze wszystkich zakątków świata! Znaczy się emanci z wszystkich zakątków świata. Co z porozumiewaniem się?
- Skąd pochodzisz?
- No... Z Anglii
- A ja z Kanady. I jakoś się porozumiewamy.
- No w Anglii mówi się po angielsku.
- A ja mówię do ciebie po francusku. Jak to możliwe, że mnie rozumiesz?
- No ja... Ja słyszę to jako angielski.
- No właśnie. Zagadka rozwiązana?
- Taak. Yyy, to znaczy nie.
- Każdy emant słyszy słowa w swoim języku. Mimo tego, że tobie się wydaje, że mówisz po angielsku, ja słyszę to jako francuski.
- Ooo, aha. - Zaczęła mnie boleć głowa od tego całego natłoku informacji.
- Lepiej się pospieszmy. I tak już jesteśmy spóźnione. - westchnęła.
Kawałek szłyśmy Drogą Główną, potem jednak skręciłyśmy w węższy chodnik, między dwoma dużymi budynkami sklepowymi.
Szłyśmy kawałek, po czym skręciłyśmy w prawo. Na końcu chodnika stał okazały budynek. Był całkiem ładny, ale trochę staroświecki, odrobinę przypominał mi styl gotycki.
- To jest właśnie miejsce, w którym mieszkają oraz załatwiają swoje sprawunki członkowie Rady.
- Ty też? - spytałam. Budynek był naprawdę ogromny.
- Tak. Chociaż ostatnio rzadko tu bywam.
- Czemu?
- Muszę pilnować ciebie.
Westchnęłam cicho.
- Wcale nie musisz.
Spojrzała na mnie przenikliwie.
- No wiesz, możesz do mnie zaglądać od czasu do czasu, ale... Jestem zwykłą emantką, po co mi twoja ochrona?
Przypomniałam sobie słowa wygłoszone dzisiaj do mnie przez pana Pierre. "Skoro masz mieć większą moc od innych... Będziesz musiała przyzwyczaić się do tego, że od ciebie będziemy wymagać o wiele więcej..." Co to niby miało znaczyć?
- Nie jesteś zwykłą emantką.
To zdanie potwierdziło tylko moje najgorsze obawy.
- A...
- Chodźmy już.
Weszłyśmy do ogromnego budynku. Kirsa złapała mnie za ramię i poprowadziła schodami na pierwsze piętro. Potem jeszcze skręt w prawo i w lewo; przede mną znajdowały się ogromne, podwójne, brązowe drzwi. Kirsa przeprowadziła mnie tak szybko przez hol, że nawet nie zdążyłam się rozejrzeć. Teraz puściła na chwilę moje ramię, popchnęła wielkie drzwi i wepchnęła mnie do środka.
- Przepraszamy za spóźnienie. - powiedziała, zamykając moją jedyną drogę ucieczki. - Trochę to trwało, ale jesteśmy.
Rozejrzałam się po sali. Przy lewej ścianie, na podwyższeniu stała wielka ława, a za nią siedziało trzech mężczyzn oraz jedna kobieta. Naprzeciwko nich, a właściwie pod nimi, stało jedno samotne krzesło, które swoim wyglądem przypominało nieco drewniany tron. Za nim było pięć rzędów, w każdym rzędzie po dwie ławki, by zrobić przejście na środku. W jednej ławce mogło się zmieścić góra pięć osób. Między tronem a ławkami na metalowych palach wisiał czerwony sznur, najpewniej po to, by oddzielić te dwie części sali. Przyglądałam się temu wszystkiemu z przerażeniem. Ta sala zbyt przypominała mi salę sądową, którą widziałam kiedyś na jakimś filmie.
W jednym z pierwszych rzędów siedział jakiś chłopak. Nie mogłam dostrzec jego twarzy, ale wyglądał ma dość młodego. Omal nie zemdlałam, gdy się do mnie odwrócił i uśmiechnął. Zmroziło mnie z przerażenia.
- Wszystko w porządku, Emmo? - spytała cicho Kirsa.
- Tak... Nie wiem... Kręci mi się w głowie.
- Weź kilka głębokich wdechów. Będzie dobrze.
- Kim... Kim jest ten chłopak? - wskazałam na Liama, który uśmiechał się do mnie, a ja miałam wrażenie, że to nie był uprzejmy uśmiech.
- Ma na imię Chris. Spokojnie, jest tutaj, by ci pomóc.
Chris? Nie, to był zdecydowanie Liam. Nie miałam żadnych wątpliwości. Czy to znaczy, że mnie okłamywał?
- Proszę siadać, panno Fox. - zwróciła się do mnie kobieta.
Przełknęłam ślinę i niepewnie usiadłam na drewnianym tronie. Cała moja pewność siebie tak jakby wyparowała. Do tego tron nie należał do rzeczy najwygodniejszych na jakich w życiu siadałam.
Kirsa zajęła swoje miejsce za ławą. Pięknie.
- Witamy panią. Nareszcie będziemy mogli porozmawiać.
**************************************************************************
♥ Witajcie! ♥
Postanowiłam powrócić na tydzień przed pierwszym września. Szczerze mówiąc stęskniłam się za tym miejscem.
Na razie opowiadania będą wstawiane nieregularnie. Przepraszam Was za to serdecznie, ale postaram się, żeby pojawiały się co najmniej dwa rozdziały na miesiąc.
Jak Wam upłynęły wakacje? Mam nadzieję, że superowo, bo moje były naprawdę... Hmm... Zakręcone.
Rozdział się spodobał? Zostaw komentarz! Rozdział się nie spodobał? Również skomentuj! Chętnie poczytam Wasze rady, opinie, itp. ^^
No to do następnego rozdziału!
Madzia
Świetny rozdział ^^
OdpowiedzUsuńBrakowało mi twoich wpisów.