- Możesz, a nawet jest to twoim obowiązkiem. - odparł mężczyzna siedzący najbardziej po prawej stronie. Miał gęste, brązowe włosy i dość bujny zarost. Wyglądał na chłodnego i stanowczego.
Wzięłam głęboki oddech.
- Tak naprawdę nie mam zielonego pojęcia, co tutaj robię. Nie wiem też, co ma na celu to spotkanie, ani jakie będą jego konsekwencje. Jest mi nieswojo w miejscu, w którym mnie usadziliście, bowiem czuję się, jakbym była o coś sądzona, a nie jakby miała to być tylko pokojowa rozmowa. I na koniec, nie życzę sobie obecności tego chłopaka na tej rozmowie. Jestem kompletnie skołowana, a on tylko pogarsza sprawę.
- Skończyłaś? - zapytała chłodno kobieta w jasnym koczku, siedząca po prawej stronie Kirsy. - Cenimy sobie twoją szczerość, jednak to zagranie było kompletnie nie na miejscu.
- Chciałam tylko jasno przedstawić moją sytuację. - Wzruszyłam ramionami.
- Przedstawiłaś ją nadzwyczaj jasno. - wtrącił mężczyzna siedzący obok kobiety o blond włosach.
- Może lepiej najpierw się przedstawmy. - próbowała złagodzić sytuację Kirsa. - Mnie już znasz.
- Pani Dowson. - bąknęła blondynka
- Pan Railway. - mruknął mężczyzna po jej prawej stronie
- Pan Gordon. - Siwy jegomość uśmiechnął się do mnie.
- Pan Brown. - odezwał się pan z brodą.
- Super. - mruknęłam pod nosem, po czym dodałam głośniej. - Emma Fox, do usług. Choć pewnie mnie już znacie. - Zacisnęłam zęby.
- Zacznijmy od początku. Pierwsze pytanie: co wiesz o swojej mocy? - zapytał pan Railway.
- Nic. - odparłam bez wahania. W końcu była to najszczersza prawda.
- Nic? Zupełnie nic?
- No, wiem, że potrafię panować nad światłem, wywoływać jedzenie i mydło oraz sprawiać, żeby znikały niektóre ściany. Wiem też, że jeśli się bardzo postaram, mogę wytworzyć promień światła, zdolny do poważnego uszkodzenia tego, przeciw któremu go zwrócę. A i wiem też, że rozumiem mowę Minusa. - Wahałam się czy powiedzieć im o niewidzialności, którą odkryłam podczas próby ucieczki, ale stwierdziłam, że na razie sama tego nie rozumiem i zachowałam to dla siebie. Poza tym musiałabym powiedzieć o ucieczce i... Nie za bardzo mi się to uśmiechało.
- Mowę minusa? - zdziwiła się Kirsa.
- No, pegaz Dan..niela. - zmieszałam się. - Przyleciał do mnie na Minusie.
- Ach, już rozumiem. - Zerknęła nerwowo na panią Dowson.
- Rozumiesz mowę pegazów? - upewniała się.
- Tak mi się wydaje. Nie jestem do końca pewna, bo tylko jeden raz w życiu obcowałam z pegazem.
Spostrzegłam, że pani Dowson prędko coś zapisuje w jakimś notatniku. Postanowiłam odpuścić sobie dalsze dociekanie na ten temat i mój wzrok powędrował do pana Gordona, który najwyraźniej zamierzał coś powiedzieć.
- Drugie pytanie: znasz tego chłopaka, który siedzi za tobą na ławkach?
To pytanie kompletnie mnie skołowało. Powiedzieć prawdę czy kłamać?
- Nie znam. - Postanowiłam zostawić załatwienie tej dziwnej sprawy sobie. Nie mogłam ufać Radzie.
- Dlaczego więc prosiłaś o jego wyjście?
Wzruszyłam ramionami, mając nadzieję, że ten gest da mi kilka sekund więcej na zastanowienie się nad odpowiedzią.
- Chyba po prostu czuję się niekomfortowo. - odparłam w końcu.
- Chris, wyjdź! - poleciła pani Dowson.
- Dlaczego? - Usłyszałam w jego głosie autentyczne zdziwienie. Nie powstrzymałam pogardliwego prychnięcia, które mimowolnie wyrwało się z mojej piersi na sam dźwięk jego głosu. I pomyśleć, że kiedyś mi się podobał.
- Panna Fox nie życzy sobie tutaj twojej obecności. - wycedziła, tracąc cierpliwość.
- Emma nie ma nic do gadania w tej sprawie! Chcę jej pomóc.
- Zamknij się. - Nie wytrzymałam. - Jak możesz tak łatwo kłamać, Liam? Aaa, przepraszam. Zapomniałam, że cały czas mnie okłamywałeś. - Odwróciłam się do niego, a w jego oczach dostrzegłam błysk... smutku? Taa, jeszcze tego brakowało, żeby zrobiło mi się żal tego głupka.
- Na drugie mam Liam... I jakoś tak wyszło, że wszyscy w szkole tak na mnie mówili. - próbował się usprawiedliwiać. - Gdybyś choć raz słuchała nauczycielki podczas sprawdzania obecności, wiedziałabyś. Poza tym, czy to naprawdę jest aż tak istotne?
- Tak. - warknęłam sucho. Odchrząknęłam kilka razy i odwróciłam się z powrotem do Rady. Czując, że zaraz zaczną pytać wyjaśniłam szybko:
- Znam go ze szkoły.
- Czyli na początku nas okłamałaś?
- Nie. Kirsa powiedziała mi, że to jakiś Chris. A ja znałam Liama, nie Chrisa. Uznałam więc, że to tylko ktoś bardzo podobny do niego. Okazało się jednak, że to jedna i ta sama osoba. - Ledwo powstrzymałam wybuch pustego śmiechu, który kłębił się głęboko we mnie i żądał natychmiastowego uwolnienia.
- Mogłaś nam powiedzieć o swoich przypuszczeniach. - Rozpoznałam surowy ton pana Browna.
- Po co? - zdziwiłam się.
- Chcielibyśmy, żebyś była z nami szczera w każdej nawet najmniejszej sprawie. Chcielibyśmy, żebyś nam zaufała.
"Wypuść mnieeeeeee..." - wołał tęsknie Pusty Śmiech.
"Nie ma mowy. Przypomnij sobie słowa pana Pierre." - odpowiedziałam karcąco.
"Zroooobiii ciiii się leeepieeeej..." - jęczał dalej.
"Och, zamknij się." - warknęłam w duchu.
- Kiedy na samym wstępie byłam szczera, skarciliście mnie. - Westchnęłam ciężko. - Dlatego wasza prośba o moje zaufanie jest na razie... bezpodstawna.
- Nie jesteśmy twoimi wrogami. - mruknął pan Railway.
- A kto jest? - zapytałam cicho. - Chyba nie ci z mojego snu...
- Co mówisz? - Kirsa zmarszczyła brwi .
- Miałam sen... Jak straciłam pamięć... Pamiętam, że zasnęłam i śniło mi się coś dziwnego.
- Możesz nam go opowiedzieć? - ożywiła się pani Dowson.
Westchnęłam i niechętnie opowiedziałam sen o dziwnym tłumie ludzi z kijami i pochodniami oraz mężczyźnie, który próbował mnie zachęcić do dołączenia do nich. Nie wiedziałam wtedy, co o tym myśleć, tym bardziej że osłabiał mnie zanik pamięci. Idealna pora na atak.
- Dlaczego wcześniej mi o tym nie powiedziałaś? - zapytała oburzona Kirsa.
Przygryzłam nerwowo wargę.
"
- Wtedy nie wydawało mi się to jakoś wyjątkowo ważne... no i jeszcze Dan... - urwałam, wierząc, że resztę historii Nosstrumni dopowie już sobie sama.
- Taak... - westchnęła w zamyśleniu.
- Czy to już koniec? - spytałam z nadzieją.
- Nie. - odparł stanowczo pan Railway i spojrzał na mnie z ukosa. - Będziesz miała indywidualne treningi z panią Nosstrumni. - oświadczył. - I mam nadzieję, że twoje zachowanie wobec nas się poprawi.
Pusty Śmiech znowu zaczął wojnę, ale starałam się go jak najlepiej okiełznać. Byłam w podłym nastroju. Żadne z moich wyobrażeń na temat spotkania z Radą się nie ziściło. Było po prostu podle. Każdy jej członek - no, może poza Kirsą i panem Gordonem - starał się wywyższyć, pokazać swoją siłę, władzę nade mną. Po tym spotkaniu tylko jednego byłam pewna: nigdy im nie zaufam.
Wstałam i poprawiłam czarny kombinezon. Moje początkowe wahania wobec niego okazały się kompletnie mylne. Był wygodny, przewiewny i naprawdę zaczęłam go lubić. Tylko gdyby nie był czarny... Nie przepadałam za tym kolorem. Za bardzo mnie przygnębiał. Już nawet kolor gąbki na ścianach szpitala, od którego - szczerze powiedziawszy - chce mi się już wymiotować, byłby lepszy.
- Proszę usiąść. - Usłyszałam surowy ton.
- Ale...
- Jeszcze nie skończyliśmy.
Zła, opadłam na twarde krzesło.
- Trzecie pytanie. - wymruczał pan Gordon. - Będziesz musiała nawiązać z nami współpracę na piśmie. Chcesz to zrobić teraz czy później? - Spojrzał na mnie znad swoich okularów.
- Co to znaczy: "będziesz musiała"?
- No, to znaczy, że musisz to zrobić. Prędzej czy później.
- Słucham?
- Nie rozumiem, co tu jest do wyjaśnienia...
- Nie będę nawiązywała żadnej współpracy, póki nie zrozumiem, do czego jestem zdolna. Nie zrozumcie mnie źle, ja chciałabym wam pomóc. Tylko na razie traktujecie mnie jak przestępcę na przesłuchaniu. Nie umiem tak rozmawiać. To nie moja wina, że jestem inna. Nie mam pojęcia, co chcecie ze mną zrobić, a po tym śnie...
- Stój! - przerwała mi Kirsa. - Chcesz się dołączyć do niego?!
- Nie wiem. Nie mogę tego stwierdzić. Nie jestem w stanie.
- Jest jeszcze skołowana. - odezwał się Lia...Chris, a ja wzdrygnęłam się na dźwięk tych słów. Kompletnie zapomniałam, że nadal jest na sali. Najwyraźniej dosłyszał nutę bezsilności w mojej wypowiedzi.
- Nie potrzebuję twojej pomocy. - odezwałam się bezbarwnie.
- Al...
- Ciiicho, Liam. - uciszyłam go. Nie widziałam jego wyrazu twarzy, jednak nie próbował się odzywać.
- I tak to podpiszesz. - powiedział pan Brown.
- Nie. - zaprzeczyłam.
Spojrzał na mnie z ukosa.
- Mam wątpliwości. - dodałam.
Podniósł jedną brew.
- Nie ufam wam. - wyjąkałam.
Westchnął.
- No cóż, skoro tak... Kirso miej ją na oku. - polecił mężczyzna. - To by było na tyle. Możesz odejść.
Wstałam, czując jak radość rozkwita w moim sercu. Kirsa zeszła z podwyższenia i ruchem ręki nakazała mi do siebie podejść.
- Czy ty nigdy nie przestaniesz się buntować? - szepnęła bezsilnym tonem.
- Kiedyś na pewno przestanę. Ale ten dzień jeszcze nie nadszedł. - Wyszczerzyłam zęby w uśmiechu.
- Ach... I co ja mam z tobą zrobić, co? - Pokręciła głową w zastanowieniu.
- Może to polubić? - Wybuchnęłam śmiechem. Czystym, szczerym śmiechem. Nie jego pustym kuzynem.
- Przecież już cię lubię. - odparła rozbawiona moim wybuchem. - Chris, podejdź.
Na dźwięk jego imienia przestałam się śmiać.
- Naprawdę się znacie?
- Owszem. - odpowiedziałam, zanim Chris zdążył wypowiedzieć choćby słowo.
- Może... zaopiekujesz się nią na jakiś czas? - spytała kobieta.
- Co?! Nie ma mowy! - natychmiast zareagowałam. - A co z Eleną?
- Elena musi trochę odpocząć... Zresztą musiała opuszczać treningi, a to nie jest wskazane w jej przypadku.
- A co z Danem? - zapytałam niepewnie.
- Jeszcze dochodzi do siebie. Będziesz mogła go później odwiedzić.
Moją duszę wypełniła euforia, a w oczach zabłysło rozmarzenie. Tak bardzo stęskniłam się za nim! Za jego uśmiechem, jego nieporadnością, kształtem jego warg, dotyku jego dłoni na moim ramieniu, kolorem jego oczu...
- Hej, ziemia do Emmy!
- Co? - spytałam z przekąsem. Nie chciałam, by ktokolwiek przerywał mi tą chwilę rozmarzenia. A już na pewno nie on.
- Zamyśliłaś się. - odparł zmartwiony. - Proszę, daj mi szansę! Chcę wszystko naprawić...
- A gdzie twoja dziewczyna, co? - warknęłam.
- Zerwałem z Drew.
- Że co? - Takiego wyznania się nie spodziewałam.
- To co słyszysz. - Wzruszył ramionami.
- Słuchaj... Opowiem ci pewną baśń, okej?
- Może zrobisz to w... - wtrąciła się Kirsa, ale jej przerwałam.
- Zajmie to tylko chwileczkę, obiecuję.
Kobieta niechętnie kiwnęła głową.
- A więc słuchaj...Była pewnego razu księżniczka. Miała ogromny pałac, dwójkę sprawiedliwie rządzących krajem rodziców i właściwie wszystko, czego zapragnęła. Do jej dyspozycji był jeden młody lokaj, który każdą jej zachciankę przekazywał królowi i królowej. Lokaj ten, imieniem Binderbott, zakochał się w naszej księżniczce. Nie mógł jej tego jednak wyznać. Ona była księżniczką, a on - jej nędznym sługą! Dziewczyna jednak zbliżyła się do przystojnego lokaja. Było to sprzeczne regułom, ale ona nie mogła wytrzymać - kochała go! I tak minęło kilka lat. Beztroska dziewczyna musiała spełnić swój królewski obowiązek i wyszła za mąż za pewnego następcę tronu. Binderbott nie mógł patrzeć na swoją ukochaną w objęciach innego mężczyzny. Porzucił więc pracę w pałacu i zamieszkał w małej wiosce, daleko od królewskiego dworu. Pewnego dnia przyszedł do baru, by zapić swoje smutki i tam spotkał barmankę Lucy. Szybko zapomniał o królewskiej córce i ułożył sobie życie przy boku rudowłosej dziewczyny. Wzięli ślub i mieli mnóstwo dzieci. A na wspomnienie o księżniczce Binderbott tylko się uśmiechał i myślał w duchu: "Mam nadzieję, że jest szczęśliwa. Tak jak ja."
- I to koniec? - spytał Chris, najwyraźniej nie rozumiejąc.
- Ich miłość nie była im pisana, rozumiesz? Ich drogi nigdy przenigdy nie miały się połączyć. W końcu każde z nich poszło w swoją stronę i wszystko skończyło się dobrze.
- I on nigdy za nią nie tęsknił?
- Była przyszłą królową! Nie mogła należeć do niego. Nie mogli być razem... Tak samo jak my.
- Skąd możesz być tego pewna?! Nie jesteś Fatami!
- Skąd wiesz, że Fata mi tego nie powiedziały?
Staliśmy, patrząc na siebie w milczeniu. Zakłopotany Lia...Chris szukał właściwych słów, ale chyba nie mógł ich odnaleźć.
- To dziwne, że od dzisiaj masz być dla mnie Chrisem. - wycedziłam gorzko.
- Dla ciebie zawsze będę Liamem. Tylko daj mi szansę.
- To wszystko jest bardzo urocze - wtrąciła Kirsa. - ale musimy wracać. Pogadacie sobie w pokoju.
- Prooszę, nie rób mi tego. - jęknęłam.
- Idziemy! - zarządziła.
I już miałam pewność, że nie zmieni zdania.
Szłam obok niej w całkowitym milczeniu. Może gdybyśmy były same, zaczęłabym zadawać pytania. Co przedstawia ten obraz? Gdzie są prywatne apartamenty członków Rady? Czy oprócz Sali Sądowopodobnej - tak nazwałam salę, w której rozmawiałam z radą - są jeszcze jakieś inne? Czy...
Moje rozmyślenia przerwał głośny dźwięk, spadającego betonu. Spojrzałam w górę i ze strachem stwierdziłam, że sufit się zawala. Powstały już szerokie szczeliny, jeszcze chwila a ciężki kamień spadnie nam na głowy.
- Szybko do wyjścia!
Kirsa biegła gdzieś przede mną za nią Chris, a na końcu ja. Stanęła przy wyjściu, ponaglając mnie gwałtownymi ruchami rąk.
- Jeszcze kawałek, Emmo, dasz radę!
Chris spojrzał na mnie przez ramię. W jego oczach dostrzegłam lęk.
- Co...?
Nie dokończyłam pytania, bo ktoś zakrył mi usta ręką, osłoniętą grubą, czarną rękawicą. Zatrzymał mnie. Nie mogłam biec dalej. Szamotałam się jak opętana, jednak mój napastnik był za silny. Poczułam czyjś oddech w okolicach lewego ucha.
- Mówiłem, że się jeszcze spotkamy, kotku. - Gdzieś pomiędzy odgłosami walącego się dachu, usłyszałam złowieszczy szept.
**************************************************************************
No to cześć! ^^
Jak pierwszy dzień szkoły? Na osłodę - jedenasty rozdział!
Jakieś wenisko się przypałętało, więc jest dobrze! ♥♥♥
Dwunasty rozdział pojawi się (jeśli dobrze pójdzie) 15 września i od tej pory rozdziały będą się pojawiać regularnie we wtorki co dwa tygodnie.
Jeszcze tydzień temu nie byłam tego pewna, ale teraz jestem!
No i mam szczerą nadzieję, że rozdział się Wam podobał! :D
Do następnego!
**************************************************************************
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz