wtorek, 15 września 2015

Rozdział XII - Milcząca Kurtyna

Kirsa, która miała podobny kostium do mojego tylko że ciemnozielony - tak, dopiero teraz to zauważyłam - wyciągnęła rękę przed siebie. Nie mam pojęcia, co robiła, ale chyba działało, bo po kilku sekundach śmierdzące łapska silnego mężczyzny mnie puściły. Nie mogłam powstrzymać zerknięcia w jego stronę i... zobaczyłam go, uwięzionego w klatce z korzeni i pnączy.
- Uciekaj! - dobiegł do mnie głos kobiety. - To nie powstrzyma go na długo!
Rzuciłam się do wyjścia. Miałam już dość tego piekielnego budynku.
I można by pomyśleć, że na dworze nic już się nam nie mogło stać. Mylne wrażenie.
Przy wyjściu z Budynku Rady stało pięciu napastników. Każdy z nich miał na sobie czarny strój i maskę, przypominającą czaszkę. Zwykle takie zakłada się na Halloween, jeśli się przebiera za kościotrupa.
Mój oddech był szybki i płytki. A najgorsze było to, że stałam na samym środku, Kirsa po prawej, a Chris po mojej lewej stronie. Co miałam robić? Bronić się, atakować, cokolwiek! Strach jednak sparaliżował mnie doszczętnie. Nie słyszałam, co Nosstrumni mówi do Chrisa, a tym bardziej do mnie. Stałam i patrzyłam jak dziwnie ubrani ludzie wyciągają ręce przed siebie. Na chwilę oślepił mnie blask światła, myślałam, że to światło pochodzące od napastników, Chrisa lub członkini Rady. Krzyknęłam, kiedy uświadomiłam sobie, że ten błysk był przeze mnie.
Stałam w dziwnej pozycji. Lekki rozkrok, dłonie celujące w czarne postacie. Co jakiś czas pojedyncza kula światła wystrzeliwała z wyciągniętych rąk, powalając przeciwnika. Nie byłam do końca pewna czy dobrze celuję, nie wiedziałam, co w ogóle robię. Energia sama wydostawała się z mojego ciała, ja byłam tylko narzędziem, służącym do kumulowania jej i wypuszczania we właściwym momencie.
Powietrze tak przesiąkło energią, że normalny człowiek nic by nie zobaczył w tym chaosie. Po mojej lewej widziałam zielono-czerwone błyski, najwyraźniej Kirsa z kimś walczyła. Po prawej podobnie, tylko że tam królowały światła niebieskie i pomarańczowe. A przede mną było pełno bieli, porażającej bieli. Co jakiś czas jakiś granatowy, amarantowy czy brązowy płomyk próbował się przedostać przez tą oślepiającą jasność. Ale nic z tego nie wychodziło.
Zamknęłam oczy, poddałam się ogarniającej mnie energii. Niech sama wszystko kontroluje, ja już się wystarczająco zmęczyłam.
Może to przez brak siły, której uwolnienie światła ode mnie wymagało, a może po prostu się poddałam, pozwalając wrogowi zaatakować - nie wiedziałam, co sprawiło, że uderzyłam głową o twardy beton i straciłam przytomność.
***

Było tak ciemno wokół mnie, że nie byłam pewna czy w końcu otworzyłam oczy, czy nawet na tak prostą czynność nie miałam już siły. Dostrzegłam błysk, gdzieś nade mną. Aha, czyli jednak je otworzyłam.
Spróbowałam się podnieść, ale zaniechałam tego pomysłu, kiedy moja głowa uderzyła w coś twardego nade mną.
- Nie ruszaj się. - Usłyszałam lekko stłumiony głos.
Miałam mętlik w głowie. Kim był ten człowiek? Dlaczego było tak ciemno? Co tutaj robiłam?
Chciałam ruszyć ręką, ale grzbietem dłoni otarłam się o coś zimnego i twardego. Chwila.
Czyżbym... Leżała w trumnie?
Dobra, to była głupia myśl, ale jedyna, która przyszła mi do głowy w obecnej sytuacji. Wszystko się zgadzało. Ciemność, coś twardego nade mną, głos mężczyzny dochodzący jakby z oddali...
Pilnował mnie, a gdy uderzyłam głową o górną część skrzyni/trumny/pułapki, musiał to poczuć. W końcu walnęłam się dość mocno.
Westchnęłam cicho. Co teraz miałam zrobić?
Błądziłam wzrokiem w ciemnościach, aż w końcu stanął on na trzech okrągłych dziurach. Ten błysk. Nadal miałam od niego lekki poblask. Musiał pochodzić stamtąd.
Tlen!
Najwyraźniej nie chcieli mnie zabijać. W takim razie o co chodziło?
Sen. Sen, sen, sen. Prośba o dołączenie do ich szeregów. Ale po co im ja?
"...Możesz być naszą jedyną nadzieją..."
"...Skoro masz mieć większą moc od innych... Będziesz musiała przyzwyczaić się do tego, że od ciebie będziemy wymagać o wiele więcej..."
"- ...Jestem zwykłą emantką, po co mi twoja ochrona?
- Nie jesteś zwykłą emantką..."
"- ...Ciągle latasz koło tej urojonej Nemantki.
- Ona nie jest urojona!
- Przecież jeszcze nic nie wiadomo.
- Masz rację, ale... Od niej czuć mocą.
- Jak od każdego z nas.
- No tak, ale od niej czuć zupełnie inaczej. Jakoś... No, nie umiem tego opisać. Po prostu inaczej..."
Nie miałam pojęcia, czemu te obrazy stanęły mi przed oczami, zawirowały, po czym zlały się w barwę czekolady.
"Daj mi swoją rękę, to ci pomogę."
Prawie słyszałam jego głos tak samo jak wtedy. Widziałam jak podaje mi dłoń, a ja bez wahania ją przyjmuję. Jak mnie podnosi, jak prawie upadamy... Jak dawno temu to się stało? Czemu nagle sobie o tym przypomniałam? Nie byłam wtedy jeszcze żadną emantką, nie pokładano we mnie żadnych nadziei. Byłam zwyczajną dziewczyną. No, prawie zwyczajną. Ale na pewno bardziej niż teraz.
Jakiś krzyk przerwał moje myśli.
- Zebranie Domu Seamusa w Milczącej Kurtynie! Szybko!
Zaraz, zaraz... Skądś kojarzyłam tę nazwę...
Myśleć będziesz, że jesteś z Milczącej Kurtyny...
"Jasne! Przepowiednia! Kompletnie o niej zapomniałam! W sumie dziwne, że Rada mnie na ten temat nie przepytała..."
Tylko co to miało niby znaczyć? Myśleć będziesz, że jesteś z Milczącej Kurtyny. Miałam należeć do nich? W sumie to miałam duże wątpliwości, ale nie byłam pewna czy chcę zadawać się z tą bandą. Nie przypadli mi jakoś szczególnie do gustu, ale...
- Wypuść dziewczynę!
Natychmiast przerwałam natłok kłębiących się we mnie myśli i szybko wciągnęłam powietrze. Czułam, że ktoś odchyla wieko... I nagle oślepił mnie blask latarki. Nie, nie latarki. To było coś innego...
- Wstań, Emmo. - Jakiś mężczyzna podał mi rękę, a ja poczułam gorąco na policzkach. To było głupie. Bardzo głupie.
Mimo to chwyciłam jego dłoń, a on pomógł mi stanąć. Nogi miałam jak z waty, starałam się tego jednak nie pokazywać, choć byłam pewna, że nawet w takich ciemnościach - świeciło tylko to coś dziwnego, co ten mężczyzna trzymał w dłoni i księżyc - było widać jak drżą.
- Oprzyj się o mnie.
Z ulgą przyjęłam tą prośbę i oparłam się o niego, natomiast on pomógł mi wyjść ze skrzyni całkowicie. Tak, porwali mnie, uwięzili, a mimo wszystko czułam się dobrze. Nie, nie dobrze. Czułam się... na miejscu. Jakbym od początku swojego istnienia miała tu być.
Przejechałam wzrokiem po ludziach ustawionych do mnie twarzami w półkolu. Nie mieli owych dziwnych masek, niektórych kojarzyłam ze swojego snu, a ubrani byli całkiem zwyczajnie. Spojrzałam na mężczyznę, na którym się opierałam i... To nie był mężczyzna. To był chłopak.
Znowu zawirowało mi w głowie. Naprawdę? Kolejny chłopak? Do tego blondyn o szarych oczach.
Czułam, że mnie mdli. Nie chodzi o to, że on był obleśny czy coś. Nawet wolałabym, żeby był brzydki i nieatrakcyjny. Ale nie, on właśnie musiał być przystojny.
Z półkola wyszedł mężczyzna... Ten sam, co we śnie do mnie mówił, ten sam, co zatrzymał mnie w Budynku Rady. Podszedł do mnie i wyciągnął prawą dłoń na przywitanie.
- Nareszcie będziemy mogli poznać się jak należy. Seamus Green, do usług.
Ukłonił się uprzejmie, a ja, lewą ręką cały czas opierając się na chłopaku, podałam mu swoją prawą dłoń.
- Emma... - przerwałam się, gdy mężczyzna ujął moją prawą dłoń i ucałował ją delikatnie. - Emma Fox.
- Przepraszam za moje wcześniejsze zachowanie. - Green poprawił swój nienaganny garnitur. - To zdecydowanie nie było zachowanie godne dżentelmena.
- Spokojnie, wybaczam panu. - Uśmiechnęłam się blado.
- Mów do mnie po imieniu. - poprosił, a ja poczułam jak mój żołądek wywraca się do góry nogami. No tak. Była noc, a ja nie jadłam od śniadania.
- Widzę, że jesteś troszeczkę głodna, co? - zapytał z troską.
- Tak... Najwyraźniej. Nie chcę jednak robić problemu i...
- No co ty, jesteś naszym gościem! - zawołał Seamus. - Prawda? - zwrócił się do reszty zgromadzonych.
Wszyscy zgodnie potaknęli głowami, uśmiechali się miło. To było dziwne, w porównaniu z tym jak wyglądali w moim śnie. Może Green zmienił taktykę?
- Ale... Zamknęliście mnie w dziwnej skrzyni. Nie powiem, żeby to było odpowiednie traktowanie gościa. A ty - wskazałam na Seamusa. - próbowałeś mnie zabić!
- Nieprawda! - zaprzeczył szybko z niepokojem w oczach. - Wiedziałem, że się nie zgodzisz tak po prostu, więc zastosowaliśmy inne środki. Zrozumiałem, że sen cię przeraził, zresztą nie dziwię się. Po tym nie zgodziłabyś się sama z siebie, więc zrobiliśmy nalot... Mogę cię jednak zapewnić, że nikt z Bezpiecznej Przystani bardzo nie ucierpiał, wszyscy przeżyli.
Mimowolnie wydałam jęk ulgi. Po czym znowu zaburczało mi w brzuchu.
- Nie daj się dłużej prosić. I tak mieliśmy zasiadać do kolacji. - Błysnął zębami w uśmiechu.
- No... Dobrze. - postanowiłam w końcu. Przecież niedługo wrócę do tej całej Bezpiecznej Przystani i wszystko będzie w porządku, prawda?
- Max będzie ci towarzyszył. - Mężczyzna ruchem głowy wskazał na blondyna. - Jest jedynym z najlepszych w naszych szeregach.
- W waszych szeregach... W szeregach Milczącej Kurtyny? - zapytałam niepewnie.
- Tak... - Przyjrzał się mi z zastanowieniem. - Bystra jesteś.
Znowu się zarumieniłam. To nie była moja wina, że szybko mnie zawstydzały komplementy. Tym bardziej te - jak mi się wydawało - bezinteresowne. W Bezpiecznej Przystani ciągle wywoływano na mnie nacisk, a tu... Tu po prostu byłam jedną z nich.
Oparta cały czas na ramieniu blondyna weszłam za resztą do dziwnego budynku. A może tylko mi się on wydawał dziwny? 
W środku było przyjemnie chłodno. Skręciliśmy w jakiś boczny korytarz i weszliśmy do ogromnej sali, w której czekał zastawiony różnymi pysznościami stół. Max zgasił dziwną latarkę, która teraz przypominała jedynie zwykły patyk. Schował ją do kieszeni i uśmiechnął się, kiedy zauważył, że go obserwuję.
- Co to? - spytałam w końcu.
- Eee, nic takiego. Nic, co mogłoby zaprzątać twój śliczny umysł. - Tym razem nie dałam się omotać.
- A może jednak? - spytałam, w typowy dla mnie sposób podnosząc brew.
Chłopak zaśmiał się i odsunął od stołu krzesło, wskazując bym na nie usiadła. Zrobiłam to, chociaż przysięgłam sobie, że nie dam za wygraną.
- Poczekaj chwilę, zaraz wrócę. - Posłał mi swój czarujący uśmiech i podszedł do Seamusa. Ten ostatni podczas rozmowy z nim zrobił tak dziwną minę, że mimowolnie parsknęłam śmiechem. Po chwili Max wrócił i usiadł po mojej lewej stronie. Dostrzegłam, że moje miejsce było najbliżej honorowego miejsca na końcu stołu, które najpewniej należało do Greena.
Odwróciłam się do blondyna i przyjrzałam się mu uważniej. Idealne rysy twarzy, jakaś szrama na policzku, koło ust... Dotknęłam jej delikatnie i spojrzałam mu w oczy.
- Kto ci to zrobił? - spytałam z troską.
- Nieważne. - westchnął cicho. Pogładziłam go czule po policzku. Coś mnie do niego ciągnęło. Nie wiem, co to było, ale nie chciałam się temu opierać.
- A więc co z tym badylem? - zaśmiałam się, muskając palcem jego nos. Już chciałam opuścić dłoń, kiedy jego ręka wystrzeliła do góry i chwyciła mnie za nadgarstek.
Ogarnął mnie strach, że ów chłopak coś mi zrobi, ale o tylko przyciągnął moją dłoń do swojego policzka.
- Nic z tym badylem. Gdyby to było coś ważnego, powiedziałbym ci. - Spojrzał mi głęboko w oczy.
Kompletnie utonęłam w jego oczach. Nie wiem, co mnie w nim pociągało; może to była jego śmiałość, może wiedza, że był zakazany. W końcu... Oni byli moimi wrogami tak?
Przełknęłam nerwowo ślinę. Co się ze mną działo?
Poczułam obce dłonie na ramionach i mimowolnie się wzdrygnęłam. Max puścił moją dłoń, a ja szybko schowałam ją pod stół.
- Widzę, że dobrze się dogadujecie. - zagadnął Seamus i zaczął mnie masować.
- Taaak. - Moje przytaknięcie zlało się z westchnieniem ulgi.
- Jesteś strasznie spięta. Co oni ci tam robili? - zmartwił się.
Na te słowa moje ciało spięło się jeszcze bardziej.
- Nic, nic takiego. - jęknęłam.
- Skoro tak mówisz. - westchnął i zajął wolne miejsce obok mnie.
"Milcząca Kurtyna." - przemknęło mi przez głowę. - "Ten facet jest szalony."
Podniósł swój kielich do góry, reszta zrobiła to samo. Drżącą ręką chwyciłam swój puchar.
- Za Emmę! Naszego gościa i przyjaciela, który zasługuje na największy szacunek!
- Za Emmę! - powtórzyli, a ja poczułam, że jestem już całkowicie czerwona. 
Max przełożył kielich do lewej ręki, a mnie objął ramieniem. Wypiłam czerwony płyn z pucharu. Był naprawdę dobry.
Odłożyłam puchar, przetarłam usta serwetką i zabrałam się do nakładania różnych pyszności. Inni poszli za moim przykładem i chwilę potem przy stole panował już przyjemny gwar rozmów, ruszanych talerzy i sztućców. Seamus co jakiś czas podawał mi, jego zdaniem, najpyszniejsze potrawy, a Max wciągnął mnie do rozmowy z jakąś czarnowłosą kobietą imieniem Merida. Było mi naprawdę dobrze, przyjemne ciepło rozchodziło się po całym moim ciele. Wypiłam jeszcze z kieliszek wina, może dwa, nie chciało mi się ich liczyć. W końcu poczułam ogarniającą mnie senność. Wtuliłam się w pierś Maxa i może bym zasnęła, gdyby on nie postanowił coś z tym zrobić.
- Już zasypiasz? - Zaczął bawić się opadającymi mi na twarz włosami. - Przecież tak długo spałaś w skrzyni.
- Aaa, mówiłeś coś? - ziewnęłam, co go najwyraźniej rozbawiło.
- Uroczo ziewasz. - mruknął mi do ucha.
- Doprawdy? - Osunęłam się, by spojrzeć na jego twarz. - Nikt mi jeszcze czegoś takiego nie powiedział.
- Mogę się czuć doceniony? - zapytał, przyciągając mnie do siebie.
- Nie. - odparłam, na co on parsknął śmiechem. - Możesz się czuć tak, jak czuje się chłopak, kiedy dziewczynę zadziwi jego komplement.
- Heh, zapamiętam. - Jego palce przeczesywały moje potargane włosy, a ja czułam się po prostu nieziemsko.
- Max, zaprowadź naszego gościa do jego sypialni. - Usłyszałam głos Greena.
- Tak jest. Chodź, moja Śpiąca Królewno.
Musiał pomóc mi wstać, byłam tak okropnie padnięta. Usłyszałam oklaski i jakieś pożegnalne okrzyki od reszty towarzystwa. Uśmiechnęłam się lekko i dałam wyprowadzić się blondynowi z pomieszczenia.
- Będę miała swój własny pokój?
- No pewnie. Będzie bardzo blisko mojego, więc gdybyś czegoś potrzebowała... Wiesz, gdzie masz iść.
Zakrętów, schodów i korytarzy było tak dużo, że mój upojony winem umysł nie mógł ich spamiętać. W końcu Max zatrzymał się przed jakimiś drzwiami. Były brązowe, całkiem ładne i schludne.
- Te drzwi są do twojego pokoju, a te czarne po lewej prowadzą do mnie. - Uśmiechnął się. - Gotowa, by zobaczyć swoje królestwo?
- Jeśli będzie tam łóżko - ziewnęłam. - to naturalnie.
Zaśmiał się cicho, popchnął brązowe drzwi i zapalił światło.


**************************************************************************

Hello you there! ♥♥♥
Mam nadzieję, że już wszyscy oswoili się z nowym światem w życiu Emmy. A wierzcie mi, ten świat mocno namiesza jej w głowie. ;)
Więcej Wam nie zdradzę. :P
Jak obiecałam - 15 września. Następny za równo dwa tygodnie, czyli 29 września.
Ależ ten czas leci! xD
Aaa, i chciałabym Was prosić o komentarze pod rozdziałami. Stosujemy zasadę: czytasz = komentujesz. To dla mnie naprawdę bardzo ważne. Chcę wiedzieć, czego ode mnie oczekujecie w rozdziałach, jaka jest Wasza opinia. W końcu bez Was ten blog by nie istniał, więc tak jakby tworzycie go razem ze mną, nie?
Do dwudziestego dziewiątego września! ☺
Madzia

**************************************************************************
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz