Błękitne ściany, biała, drewniana podłoga. Naprzeciwko drzwi, na samym środku pokoju stało łóżko. Naprawdę duże z białym baldachimem. Wyglądało pięknie i niesamowicie kusząco. Obok niego lśniła czystością szklana szafeczka, również z biały akcentem, a na niej mała lampka. Za to nad nią było okno, które zasłoniono granatowymi kotarami. Pod ścianą po prawej stronie stała wielka szafa, a przed nią leżał duży, utrzymany w kolorze ścian dywan. Po drugiej stronie stała biblioteczka z książkami, a obok były drzwi. Domyśliłam się, że prowadzą do łazienki.
- I jak? Podoba ci się?
Niemal rzuciłam mu się na szyję.
- Jest wspaniały. - wymruczałam mu do ucha.
- Wiedziałem, że spodoba ci się coś zwyczajnego, ale jednak... uroczego. - Uśmiechnął się.
Wciągnęłam go do pokoju i pospiesznie zamknęłam drzwi. Delikatnie objęłam jego szyję rękoma.
- O czym myślisz? - spytałam, zaciekawiona.
- Naprawdę chcesz wiedzieć? - spytał i jedną ręką przyciągnął mnie bliżej do siebie.
- Tak. - westchnęłam z rozmarzeniem.
- Myślę - zaczął, gładząc mnie po policzku. - jak to by było cię pocałować.
Bez chwili wahania przycisnęłam swoje wargi do jego ust. Poczułam jak uczucia we mnie eksplodują, powodując przyspieszone bicie serca. Max oparł mnie o wolną ścianę obok drzwi, nie przerywając pocałunków. Wtopiłam palce w jego włosy, napawając się ich miękkością. Po chwili jego wargi znalazły się na mojej szyi, a ja westchnęłam cicho. Odnalazłam jego usta i pocałowałam go po raz ostatni z wielką pasją.
- Dokończymy to jutro, dobrze? - Uśmiechnęłam się, patrząc w oczy rozczarowanego chłopaka. - Możesz zostać ze mną na noc, jeśli chcesz.
W oczach miał iskierki, kiedy kładł mnie delikatnie na łóżku, po czym położył się obok mnie. Przykryłam nas kołdrą, tuląc się do niego. Łóżko było takie wygodne, a w jego ramionach czułam się tak bezpiecznie...
- Dobranoc. - wymruczał i pocałował mnie pieszczotliwie w nos.
- Dobranoc. - Obdarzyłam go długim pocałunkiem i w końcu zasnęłam.
***
Obudziłam się całkowicie wyspana. Pierwsze promyki słońca przedostawały się przez ciemne kotary. Ziewnęłam głęboko i przeciągnęłam się leniwie.
"Żadnych koszmarów." - pomyślałam z lubością i wtedy usłyszałam obok mnie dziwny jęk. Spojrzałam na śpiącego Maxa i wtedy do mnie dotarło, co się wydarzyło.
"Znasz chłopaka jeden dzień i lądujesz z nim w jednym łóżku? To nie jest normalne. Jest przystojny, fakt, ale ty go prawie nie znasz!"
Czułam, że zbiera mi się na wymioty. No tak, wczoraj wypiłam chyba o jeden kieliszek za dużo.
Rzuciłam się do drzwi od łazienki i piękne, kolorowe plamy wylądowały w muszli klozetowej. Zrobiło mi się niesmacznie. Metaliczny posmak w ustach nie należał do najprzyjemniejszych.
Umyłam zęby i zaspaną twarz. Wszystko, czego potrzebowałam, po prostu było w tym pomieszczeniu. Jeśli chodzi o higienę osobistą, rzecz jasna.
Wyszłam z łazienki, a mój wzrok padł na łoże z baldachimem. Chłopak już się przebudził, a teraz siedział na łóżku przecierając oczy. Jego włosy były w nieładzie, co tylko dodawało mu uroku. Przypomniałam sobie ich dotyk i smak jego ust...
"Stop. Nie znasz go. Nie możesz tak myśleć."
A mimo to nadal czułam dziwne przyciąganie co poprzedniego wieczoru. Max mnie zauważył i gestem wskazał, bym podeszła bliżej.
- Jak się spało, księżniczko? - wymruczał mi pytanie do ucha.
- Wspaniale. - Westchnęłam cicho, gdy delikatnie ugryzł mnie w ucho. Wiedziałam, że muszę to przerwać, ale... To było po prostu zbyt przyjemne uczucie.
Zaczął obdarzać pocałunkami mój obojczyk, szyję, policzki, aż w końcu zatrzymał się na kąciku ust. Już chciałam go pocałować, ale on odsunął się i spojrzał na mnie w pełnym zdumieniu.
- Dlaczego tak strasznie ciągnie mnie do ciebie?
Poczułam jak moje serce łomocze w mojej klatce piersiowej. Objęłam jego twarz dłońmi i pocałowałam delikatnie.
- Nie wiem. Ale mogę cię pocieszyć: też tak mam.
Znowu zaczął mnie całować, po raz pierwszy w życiu czułam się tak mocno kochana. Straciłam wszelki opór, dałam się porwać swoim zmysłom i uczuciom. Kogo niby przez to miałam mieć na sumieniu? O Chrisie-Liamie nie miałam ochoty nawet słuchać, a Dan...
Na chwilę przerwałam, zastygając w osłupieniu. Poczułam dziwny ucisk w żołądku, który z pewnością nie miał nic wspólnego z wczorajszą kolacją.
- Coś nie tak? - zapytał Max. Troska w jego oczach była dla mnie naprawdę bolesna, ale...
"Daniel jest moim przyjacielem. Tylko przyjacielem."
- Wszystko okej. - Uśmiechnęłam się pokrzepiająco i delikatnie go przytuliłam.
Znów zaczął mnie całować. Zresztą po tym, co powiedział... Że on też czuje to dziwne przyciąganie między nami... Jak mogłam po prostu na to nie pozwolić, tym bardziej że sprawiało mi to radość?
Nagle usłyszeliśmy pukanie do drzwi i jak oparzeni odskoczyliśmy od siebie. Zaczęliśmy się głośno śmiać.
- Proszę! - zawołałam, gdy uspokoiłam się już dostatecznie.
Do pokoju wszedł Seamus Green. Uśmiechnął się na nasz widok.
- Kiedy Mark doniósł mi, że nie ma ciebie w swoim pokoju, byłem pewien, że znajdę cię tutaj. - zwrócił się do Maxa. - Dzień dobry, panienko.
- Dzień dobry. - zarumieniłam się lekko. Od wczoraj moje emocje nie należały do najlepiej poskromionych.
- Śniadanie będzie za dziesięć minut. - Ukłonił się lekko i wyszedł z pokoju.
Popatrzyłam na Maxa i znowu wybuchnęliśmy śmiechem.
- Wrócę do siebie. - powiedział, całując mnie czule w czoło.
- Będę tęsknić. - westchnęłam. Pachniał śliwkami i powietrzem zaraz po ulewie.
- Za dziesięć minut przyjdę i zejdę z tobą na śniadanie. - wymruczał mi do ucha.
- Teraz masz już tylko osiem. - zaśmiałam się. - Idź już, bo nie zdążysz.
Uśmiechnął się troskliwie, jeszcze raz mnie pocałował i wyszedł.
Odsunęłam kotary i przez chwilę napawałam się widokiem na zewnątrz. Dom stal niedaleko jeziora, a moje okno wychodziło idealnie na nie. Czułam się naprawdę szczęśliwa, choć z trudem rozpoznawałam siebie w tej nowej Emmie, którą stałam się zaledwie dzień temu. Rumieniąca się, czuła, wrażliwa, szczęśliwa, piękna, silna. Otworzyłam lustro i uśmiechnęłam się pewnie do swojego odbicia. Nie sarkastyczna buntowniczka, z którą trzeba się użerać przy każdej okazji. Nie samotna, smutna dziewczyna, która chadza w deszczu po parku. Naprawdę piękna, silna, wrażliwa i szczęśliwa młoda dama, która nareszcie odnalazła miłość. Zakochałam się. I to było najprawdziwsze uczucie na świecie. A jeśli on je odwzajemniał... nie mogło mnie spotkać nic piękniejszego!
Znalazłam w szafie turkusową bluzkę na ramkach i ciemne dżinsy. Zrzuciłam z siebie czarny kombinezon, w którym spałam. Złożyłam go i włożyłam do szafy. Nie był mi już potrzebny.
Nadal mnie zastanawiało, czemu Kirsa tak uporczywie nalegała bym go włożyła. Sama miała podobny, ale... Chciałam wiedzieć, do czego one służą. A może do niczego?
Zapytać się kogoś? Nie, wyjdę na wariatkę. Musiałam poskromić moją dociekliwość, jeśli chciałam zostać tu na dłużej.
No właśnie, na dłużej. A co z Kirsą, Eleną, Danielem? Musiałam się w ogóle dowiedzieć, gdzie jestem. Nie miałam zielonego pojęcia, co to za miejsce. Milcząca Kurtyna. Tylko... Gdzie to jest? Gdzieś niedaleko Bezpiecznej Przystani? Może dostać się tu można było tylko za pomocą portalu, tak samo jak w przypadku Przystani? Kirsa mi mówiła, że to miejsce było ukryte. A jeśli istniała inna grupa emantów, może nie do końca zgodna z rządami Rady? Wybrali sobie inne miejsce na dom. Stworzyli swoją własną Bezpieczną Przystań.
Postawiłam sobie za cel dowiedzenie się tego wszystkiego. Może udałoby mi się podpytać Seamusa.
I ten patyk. Chwila, chyba już wiedziałam, co to było. Coś czego używali czarodzieje, magowie i inni tacy. Jak to było? A, już wiedziałam. Różdżka.
Wydawało mi się, że emanci nie potrzebują różdżek. Tylko że oprócz niego nikt jej nie miał. To musiała być jakaś specjalna różdżka, może nawet to coś, czego szukała Rada.
Ten sen, kiedy Nosstrumni spytała mnie, czy odnalazłam TO. Rada pewnie by mi przydzieliła zadanie znalezienia tego czegoś, jednak nie chciałam nawiązać całkowitej współpracy. Może czekali aż "zmądrzeję". A może wiedzieli coś, czego ja nie wiem.
Spięłam włosy w luźnego koczka, tak że część z nich opadała mi na szyję. W samą porę usłyszałam nieśmiałe pukanie do drzwi.
- Wejdź.
Blondyn wszedł do pokoju i objął mnie w pasie na powitanie całując w policzek.
- Bardzo się stęskniłaś? - wymruczał.
- Bardzo, bardzo. - przytaknęłam, czując jego oddech na szyi.
- Wyglądasz pięknie. - westchnął z rozmarzaniem, przyglądając się mojemu ubiorowi.
- I tak się właśnie czuję. - Uwiesiłam ręce na jego karku.
- Chodźmy na śniadanie.
- Umieram z głodu.
- Jakiego rodzaj głód masz na myśli? - Spojrzał na mnie podejrzliwie, a ja parsknęłam śmiechem.
- Chodź, bo się spóźnimy! - Postanowiłam nie odpowiadać na jego pytanie.
- A odpowiesz mi? - spytał z rozbawieniem, kiedy ja popchnęłam go w kierunku drzwi.
W końcu udało mi się zamknąć pokój, nie zostawiając nikogo w środku.
- Może. - Dalej się z nim droczyłam. Objął mnie ramieniem i poprowadził do jadalni, w której wczoraj odbyła się huczna kolacja.
Na jej wspomnienie zakręciło mi się w głowie. Alkohol zrobił swoje i teraz buzowało mi w czaszce od jego nadmiaru. Dziwne, że wcześniej tego nie zauważyłam.
- Wszystko okej? - Chłopak zmartwiał, jak zobaczył, w jakim stanie się znajduję.
- To przez wino. - westchnęłam, zajmując swoje miejsce przy stole. - Nie powinnam była go tyle pić.
- Spokojnie, przejdzie ci. - Ucałował mnie w czoło. - Będziesz miała cały dzisiejszy dzień na leniuchowanie.
Skinęłam głową i zaczęłam jeść. Na myśl o tym, że miałam spędzić w tym miejscu dzień, moje serce podskoczyło z radości. Było to zupełnie inne uczucie niż leżenie w szpitalnym łóżku, wpatrywanie się w ściany okryte zieloną gąbką i wysłuchiwanie niekończących się opowieści Eleny, biadolenia Kirsy czy przestróg pana Pierre. Dwukrotnie chciałam uciec z tego chorego miejsca. I oni to nazywali Bezpieczną Przystanią.
Tutaj było kompletnie inaczej. Rozejrzałam się po zapełnionym stole. Gwar był przyjemny, taki... no, rodzinny. Czułam się jak w obecności swojej rodzonej mamy, taty czy brata. Albo lepiej, jak na Święta Bożego Narodzenia u babci Stefci. Przyjeżdżało wtedy mnóstwo ludzi z mojej rodziny, o niektórych istnieniu nawet nie wiedziałam. Ale zawsze było miło i przyjemnie.
Przy stole siedziało może z dwudziestu ludzi. Nerwowo nachyliłam się do Maxa i zadałam nurtujące mnie pytanie.
- Czy... Tylko tyle ludzi jest w Milczącej Kurtynie?
- Nie. - odparł chłopak, krojąc parówkę. - Są cztery takie domy w Milczącej Kurtynie. W każdej jest z dwadzieścia, trzydzieści osób. Razem jest nas około stu.
- A moje miejsce? Spodziewaliście się mnie?
Spojrzał na mnie z czułością.
- Jesteś naszym gościem... Zresztą, wyjaśnię ci po śniadaniu, dobrze? - Szybko zjadł kawałek parówki na widelcu i pocałował mnie w głowę. - Pokażę ci jedno wspaniałe miejsce i...
- Proszę, proszę. - Usłyszałam głos Greena. - Ktoś tu się zakochał.
Przypływ gorąca znów ogarnął moje blade policzki. Spojrzałam przelotnie na Maxa. On również się zarumienił.
- Młoda miłość w Milczącej Kurtynie, ha! Wzniósłbym za was toast, gdybym wczoraj za dużo nie wypił. - Uśmiechnął się przepraszająco, a inni zaczęli bić brawo. Byłam tak wzruszona tą reakcją, że tylko mocniej wtuliłam się w blondyna.
Dokończyłam śniadanie w pośpiechu, nie mogąc się doczekać dnia spędzonego z Maxem. Może udałoby mi się też czegoś dowiedzieć.
Już wstaliśmy od stołu, kiedy podszedł do mnie jakiś mężczyzna. Miał blond włosy, podobnie jak Max i delikatny zarost. Ukłonił się i ucałował moją dłoń.
- Mark Flynn, miło mi cię poznać Emmo.
- Mi też miło pana poznać. - odparłam lekko zawstydzona.
- Daruj sobie "pana" - Uśmiechnął się. - Zaopiekuj się dobrze Maxem, w porządku?
- Jak najlepszym.
- Pozwól, że dokończę śniadanie. A wy idźcie już. Ty też o nią dbaj, Max.
- Jasna sprawa. - zapewnił chłopak i poprowadził mnie do tylnego wyjścia z domu.
- Nie chcę być wścibska, ale... Kto to był?
- Mój ojciec. - odparł Max. - Spokojnie, możesz mnie zawsze pytać, o co chcesz.
- Twój ojciec? Gdybym wiedziała, nie zachowywałabym się tak głupio. - Zarumieniłam się.
- Nie zachowywałaś się głupio, tylko uroczo. - westchnął. - Chyba masz to we krwi.
- Co? - spytałam, nie rozumiejąc.
- Oczarowywanie innych ludzi.
Parsknęłam śmiechem i pocałowałam go w policzek, podczas gdy szliśmy już w stronę małej łódeczki, zacumowanej na brzegu jeziora.
- Jesteś słodki.
- Staram się.
- Chyba nie musisz.
- Czemu?
- Masz to we krwi.
Oboje się zaśmialiśmy. Było mi tak dobrze.
Max podszedł do łódki i pewnie do niej wskoczył. Ja nie byłam za bardzo przekonana co do tego pomysłu.
- Daj spokój, pomogę ci. - Uśmiechnął się pokrzepiająco i złapał mnie w biodrach, podczas gdy ja starałam się wejść na chyboczącą się łódkę. Udało się. I nie wylądowałam w wodzie.
Chłopak zaczął wiosłować, a ja podziwiałam wspaniałe widoki. Z jednej strony otaczały nas góry, a z dwóch innych las. Oddalaliśmy się coraz bardziej od brzegu. Z takiej odległości mogłam zobaczyć dom w całej okazałości. Był duży, utrzymany w kolorze ciemnego drewna. Prezentował się naprawdę ładnie na tle natury, jednak nadal nie mogłam się wyzbyć wrażenia, że pod jakimś względem jest dziwny. Ale nie przeszkadzało mi to.
- Max? Gdzie są pozostałe trzy domy? - spytałam.
- W różnych miejscach. Zresztą ciężko powiedzieć. Jeden jest za lasem po naszej prawej stronie, drugi za tym po lewej, jeszcze jeden jest bliżej gór. W każdym razie są na około tego jeziora. Tak w ogóle to nie powiedziałem ci jak to jezioro się nazywa.
- A więc? - Oczy mi błysnęły.
- Jezioro Emmy. - Błysnął zębami w uśmiechu.
- Żartujesz, prawda? - Omal nie przewróciłam łodzi.
- Nie. Serio się tak nazywa. - Westchnął. - Przed rządami Rady w Bezpiecznej Przystani rządziła Emma. Była naprawdę sprawiedliwą władczynią, o wiele lepszą od Rady. - Skrzywił się. - To na jej cześć nazwaliśmy to jezioro.
- Jaka jest historia tego miejsca? - zapytałam, kiedy zatrzymaliśmy się na środku jeziora. - No i skąd ta nazwa?
- Zaraz ci wszystko opowiem obiecuję. Tylko... Pomyślałem sobie czy może nie chciałabyś pomóc mi w spełnieniu mojego marzenia.
- A co mam zrobić?
- Po prostu być... blisko mnie.
Przysunęłam się do niego i wtuliłam w jego pierś. On dłonią podniósł mój podbródek i delikatnie ucałował moje usta. Ich kąciki podniosły się niemal natychmiast.
- Jesteś dla mnie naprawdę ważna. Chcę, żebyś o tym pamiętała...
Chyba nieco za mocno oparliśmy się o jeden z brzegów łódki, bo po chwili wywinęliśmy kozła i znaleźliśmy się pod wodą.
- Dlaczego tak strasznie ciągnie mnie do ciebie?
Poczułam jak moje serce łomocze w mojej klatce piersiowej. Objęłam jego twarz dłońmi i pocałowałam delikatnie.
- Nie wiem. Ale mogę cię pocieszyć: też tak mam.
Znowu zaczął mnie całować, po raz pierwszy w życiu czułam się tak mocno kochana. Straciłam wszelki opór, dałam się porwać swoim zmysłom i uczuciom. Kogo niby przez to miałam mieć na sumieniu? O Chrisie-Liamie nie miałam ochoty nawet słuchać, a Dan...
Na chwilę przerwałam, zastygając w osłupieniu. Poczułam dziwny ucisk w żołądku, który z pewnością nie miał nic wspólnego z wczorajszą kolacją.
- Coś nie tak? - zapytał Max. Troska w jego oczach była dla mnie naprawdę bolesna, ale...
"Daniel jest moim przyjacielem. Tylko przyjacielem."
- Wszystko okej. - Uśmiechnęłam się pokrzepiająco i delikatnie go przytuliłam.
Znów zaczął mnie całować. Zresztą po tym, co powiedział... Że on też czuje to dziwne przyciąganie między nami... Jak mogłam po prostu na to nie pozwolić, tym bardziej że sprawiało mi to radość?
Nagle usłyszeliśmy pukanie do drzwi i jak oparzeni odskoczyliśmy od siebie. Zaczęliśmy się głośno śmiać.
- Proszę! - zawołałam, gdy uspokoiłam się już dostatecznie.
Do pokoju wszedł Seamus Green. Uśmiechnął się na nasz widok.
- Kiedy Mark doniósł mi, że nie ma ciebie w swoim pokoju, byłem pewien, że znajdę cię tutaj. - zwrócił się do Maxa. - Dzień dobry, panienko.
- Dzień dobry. - zarumieniłam się lekko. Od wczoraj moje emocje nie należały do najlepiej poskromionych.
- Śniadanie będzie za dziesięć minut. - Ukłonił się lekko i wyszedł z pokoju.
Popatrzyłam na Maxa i znowu wybuchnęliśmy śmiechem.
- Wrócę do siebie. - powiedział, całując mnie czule w czoło.
- Będę tęsknić. - westchnęłam. Pachniał śliwkami i powietrzem zaraz po ulewie.
- Za dziesięć minut przyjdę i zejdę z tobą na śniadanie. - wymruczał mi do ucha.
- Teraz masz już tylko osiem. - zaśmiałam się. - Idź już, bo nie zdążysz.
Uśmiechnął się troskliwie, jeszcze raz mnie pocałował i wyszedł.
Odsunęłam kotary i przez chwilę napawałam się widokiem na zewnątrz. Dom stal niedaleko jeziora, a moje okno wychodziło idealnie na nie. Czułam się naprawdę szczęśliwa, choć z trudem rozpoznawałam siebie w tej nowej Emmie, którą stałam się zaledwie dzień temu. Rumieniąca się, czuła, wrażliwa, szczęśliwa, piękna, silna. Otworzyłam lustro i uśmiechnęłam się pewnie do swojego odbicia. Nie sarkastyczna buntowniczka, z którą trzeba się użerać przy każdej okazji. Nie samotna, smutna dziewczyna, która chadza w deszczu po parku. Naprawdę piękna, silna, wrażliwa i szczęśliwa młoda dama, która nareszcie odnalazła miłość. Zakochałam się. I to było najprawdziwsze uczucie na świecie. A jeśli on je odwzajemniał... nie mogło mnie spotkać nic piękniejszego!
Znalazłam w szafie turkusową bluzkę na ramkach i ciemne dżinsy. Zrzuciłam z siebie czarny kombinezon, w którym spałam. Złożyłam go i włożyłam do szafy. Nie był mi już potrzebny.
Nadal mnie zastanawiało, czemu Kirsa tak uporczywie nalegała bym go włożyła. Sama miała podobny, ale... Chciałam wiedzieć, do czego one służą. A może do niczego?
Zapytać się kogoś? Nie, wyjdę na wariatkę. Musiałam poskromić moją dociekliwość, jeśli chciałam zostać tu na dłużej.
No właśnie, na dłużej. A co z Kirsą, Eleną, Danielem? Musiałam się w ogóle dowiedzieć, gdzie jestem. Nie miałam zielonego pojęcia, co to za miejsce. Milcząca Kurtyna. Tylko... Gdzie to jest? Gdzieś niedaleko Bezpiecznej Przystani? Może dostać się tu można było tylko za pomocą portalu, tak samo jak w przypadku Przystani? Kirsa mi mówiła, że to miejsce było ukryte. A jeśli istniała inna grupa emantów, może nie do końca zgodna z rządami Rady? Wybrali sobie inne miejsce na dom. Stworzyli swoją własną Bezpieczną Przystań.
Postawiłam sobie za cel dowiedzenie się tego wszystkiego. Może udałoby mi się podpytać Seamusa.
I ten patyk. Chwila, chyba już wiedziałam, co to było. Coś czego używali czarodzieje, magowie i inni tacy. Jak to było? A, już wiedziałam. Różdżka.
Wydawało mi się, że emanci nie potrzebują różdżek. Tylko że oprócz niego nikt jej nie miał. To musiała być jakaś specjalna różdżka, może nawet to coś, czego szukała Rada.
Ten sen, kiedy Nosstrumni spytała mnie, czy odnalazłam TO. Rada pewnie by mi przydzieliła zadanie znalezienia tego czegoś, jednak nie chciałam nawiązać całkowitej współpracy. Może czekali aż "zmądrzeję". A może wiedzieli coś, czego ja nie wiem.
Spięłam włosy w luźnego koczka, tak że część z nich opadała mi na szyję. W samą porę usłyszałam nieśmiałe pukanie do drzwi.
- Wejdź.
Blondyn wszedł do pokoju i objął mnie w pasie na powitanie całując w policzek.
- Bardzo się stęskniłaś? - wymruczał.
- Bardzo, bardzo. - przytaknęłam, czując jego oddech na szyi.
- Wyglądasz pięknie. - westchnął z rozmarzaniem, przyglądając się mojemu ubiorowi.
- I tak się właśnie czuję. - Uwiesiłam ręce na jego karku.
- Chodźmy na śniadanie.
- Umieram z głodu.
- Jakiego rodzaj głód masz na myśli? - Spojrzał na mnie podejrzliwie, a ja parsknęłam śmiechem.
- Chodź, bo się spóźnimy! - Postanowiłam nie odpowiadać na jego pytanie.
- A odpowiesz mi? - spytał z rozbawieniem, kiedy ja popchnęłam go w kierunku drzwi.
W końcu udało mi się zamknąć pokój, nie zostawiając nikogo w środku.
- Może. - Dalej się z nim droczyłam. Objął mnie ramieniem i poprowadził do jadalni, w której wczoraj odbyła się huczna kolacja.
Na jej wspomnienie zakręciło mi się w głowie. Alkohol zrobił swoje i teraz buzowało mi w czaszce od jego nadmiaru. Dziwne, że wcześniej tego nie zauważyłam.
- Wszystko okej? - Chłopak zmartwiał, jak zobaczył, w jakim stanie się znajduję.
- To przez wino. - westchnęłam, zajmując swoje miejsce przy stole. - Nie powinnam była go tyle pić.
- Spokojnie, przejdzie ci. - Ucałował mnie w czoło. - Będziesz miała cały dzisiejszy dzień na leniuchowanie.
Skinęłam głową i zaczęłam jeść. Na myśl o tym, że miałam spędzić w tym miejscu dzień, moje serce podskoczyło z radości. Było to zupełnie inne uczucie niż leżenie w szpitalnym łóżku, wpatrywanie się w ściany okryte zieloną gąbką i wysłuchiwanie niekończących się opowieści Eleny, biadolenia Kirsy czy przestróg pana Pierre. Dwukrotnie chciałam uciec z tego chorego miejsca. I oni to nazywali Bezpieczną Przystanią.
Tutaj było kompletnie inaczej. Rozejrzałam się po zapełnionym stole. Gwar był przyjemny, taki... no, rodzinny. Czułam się jak w obecności swojej rodzonej mamy, taty czy brata. Albo lepiej, jak na Święta Bożego Narodzenia u babci Stefci. Przyjeżdżało wtedy mnóstwo ludzi z mojej rodziny, o niektórych istnieniu nawet nie wiedziałam. Ale zawsze było miło i przyjemnie.
Przy stole siedziało może z dwudziestu ludzi. Nerwowo nachyliłam się do Maxa i zadałam nurtujące mnie pytanie.
- Czy... Tylko tyle ludzi jest w Milczącej Kurtynie?
- Nie. - odparł chłopak, krojąc parówkę. - Są cztery takie domy w Milczącej Kurtynie. W każdej jest z dwadzieścia, trzydzieści osób. Razem jest nas około stu.
- A moje miejsce? Spodziewaliście się mnie?
Spojrzał na mnie z czułością.
- Jesteś naszym gościem... Zresztą, wyjaśnię ci po śniadaniu, dobrze? - Szybko zjadł kawałek parówki na widelcu i pocałował mnie w głowę. - Pokażę ci jedno wspaniałe miejsce i...
- Proszę, proszę. - Usłyszałam głos Greena. - Ktoś tu się zakochał.
Przypływ gorąca znów ogarnął moje blade policzki. Spojrzałam przelotnie na Maxa. On również się zarumienił.
- Młoda miłość w Milczącej Kurtynie, ha! Wzniósłbym za was toast, gdybym wczoraj za dużo nie wypił. - Uśmiechnął się przepraszająco, a inni zaczęli bić brawo. Byłam tak wzruszona tą reakcją, że tylko mocniej wtuliłam się w blondyna.
Dokończyłam śniadanie w pośpiechu, nie mogąc się doczekać dnia spędzonego z Maxem. Może udałoby mi się też czegoś dowiedzieć.
Już wstaliśmy od stołu, kiedy podszedł do mnie jakiś mężczyzna. Miał blond włosy, podobnie jak Max i delikatny zarost. Ukłonił się i ucałował moją dłoń.
- Mark Flynn, miło mi cię poznać Emmo.
- Mi też miło pana poznać. - odparłam lekko zawstydzona.
- Daruj sobie "pana" - Uśmiechnął się. - Zaopiekuj się dobrze Maxem, w porządku?
- Jak najlepszym.
- Pozwól, że dokończę śniadanie. A wy idźcie już. Ty też o nią dbaj, Max.
- Jasna sprawa. - zapewnił chłopak i poprowadził mnie do tylnego wyjścia z domu.
- Nie chcę być wścibska, ale... Kto to był?
- Mój ojciec. - odparł Max. - Spokojnie, możesz mnie zawsze pytać, o co chcesz.
- Twój ojciec? Gdybym wiedziała, nie zachowywałabym się tak głupio. - Zarumieniłam się.
- Nie zachowywałaś się głupio, tylko uroczo. - westchnął. - Chyba masz to we krwi.
- Co? - spytałam, nie rozumiejąc.
- Oczarowywanie innych ludzi.
Parsknęłam śmiechem i pocałowałam go w policzek, podczas gdy szliśmy już w stronę małej łódeczki, zacumowanej na brzegu jeziora.
- Jesteś słodki.
- Staram się.
- Chyba nie musisz.
- Czemu?
- Masz to we krwi.
Oboje się zaśmialiśmy. Było mi tak dobrze.
Max podszedł do łódki i pewnie do niej wskoczył. Ja nie byłam za bardzo przekonana co do tego pomysłu.
- Daj spokój, pomogę ci. - Uśmiechnął się pokrzepiająco i złapał mnie w biodrach, podczas gdy ja starałam się wejść na chyboczącą się łódkę. Udało się. I nie wylądowałam w wodzie.
Chłopak zaczął wiosłować, a ja podziwiałam wspaniałe widoki. Z jednej strony otaczały nas góry, a z dwóch innych las. Oddalaliśmy się coraz bardziej od brzegu. Z takiej odległości mogłam zobaczyć dom w całej okazałości. Był duży, utrzymany w kolorze ciemnego drewna. Prezentował się naprawdę ładnie na tle natury, jednak nadal nie mogłam się wyzbyć wrażenia, że pod jakimś względem jest dziwny. Ale nie przeszkadzało mi to.
- Max? Gdzie są pozostałe trzy domy? - spytałam.
- W różnych miejscach. Zresztą ciężko powiedzieć. Jeden jest za lasem po naszej prawej stronie, drugi za tym po lewej, jeszcze jeden jest bliżej gór. W każdym razie są na około tego jeziora. Tak w ogóle to nie powiedziałem ci jak to jezioro się nazywa.
- A więc? - Oczy mi błysnęły.
- Jezioro Emmy. - Błysnął zębami w uśmiechu.
- Żartujesz, prawda? - Omal nie przewróciłam łodzi.
- Nie. Serio się tak nazywa. - Westchnął. - Przed rządami Rady w Bezpiecznej Przystani rządziła Emma. Była naprawdę sprawiedliwą władczynią, o wiele lepszą od Rady. - Skrzywił się. - To na jej cześć nazwaliśmy to jezioro.
- Jaka jest historia tego miejsca? - zapytałam, kiedy zatrzymaliśmy się na środku jeziora. - No i skąd ta nazwa?
- Zaraz ci wszystko opowiem obiecuję. Tylko... Pomyślałem sobie czy może nie chciałabyś pomóc mi w spełnieniu mojego marzenia.
- A co mam zrobić?
- Po prostu być... blisko mnie.
Przysunęłam się do niego i wtuliłam w jego pierś. On dłonią podniósł mój podbródek i delikatnie ucałował moje usta. Ich kąciki podniosły się niemal natychmiast.
- Jesteś dla mnie naprawdę ważna. Chcę, żebyś o tym pamiętała...
Chyba nieco za mocno oparliśmy się o jeden z brzegów łódki, bo po chwili wywinęliśmy kozła i znaleźliśmy się pod wodą.
**************************************************************************
Witam! :3
Mam nadzieję, że nie będę się kisić w czeluściach Tartaru za to, co robię. Przepraszam, ale po prostu... Musiałam tu dodać jakiś mały romans, a że z Danem sprawa jest o wiele delikatniejsza i bardziej skomplikowana, postanowiłam wrzucić tu pierwszego lepszego chłopaka, na którego aktualnie mam fazę...
Nie będę ukrywać, że ten wątek powstał z mojej nagłej zachcianki, ale nie powiem też, że nie będzie miał on znaczenia w następnych rozdziałach. Na razie luz, blues i sielanka! Tylko mam nadzieję, że nie będziecie mi tu wymiotować tęczą xd
Pozostaje mi się z Wami pożegnać i mieć nadzieję, że mimo wszystko rozdział Wam się podobał. Do siódmego czternastego października! ^^
Aaa no tak. Nie napisałam, że od teraz rozdziały będą się pojawiać w środy, nie we wtorki. Po prostu tak mi wygodniej. Mam nadzieję, że nie będzie to duży problem. ;) I gdybyście jeszcze uraczyli mnie swoimi komentarzami, byłoby naprawdę super! ><
**************************************************************************
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz