- Odwróćmy tę łódkę. - zaśmiałam się, przerywając ciąg pocałunków. - Trochę tu... mokro.
Blondyn wybuchnął serdecznym śmiechem.
- Masz rację, jeszcze się przeziębisz. - zmartwił się, kiedy ochlapałam go wodą, aby powstrzymać jego atak głupawki.
- Dalej, musisz mi opowiedzieć o Milczącej Kurtynie. - powiedziałam i zanurkowałam, by wypłynąć spod łódki.
- Nie odpuścisz, co? - spytał zaczepnie, kiedy wypłynął chwilę po mnie.
- Ja nigdy nie odpuszczam.
Wspólnymi siłami przywróciliśmy łódkę do poprzedniego położenia. Max wszedł pierwszy, by pomóc mi się na nią wgramolić. Przytulił mnie i mocno pocałował, żebym odrobinę się ogrzała.
- Wracamy?
- Tak. Ale i tak opowiesz mi tę historię, wiesz o tym?
- Wiem. Nie wymigam się tobie.
- Jak ty dobrze mnie znasz.
Zaśmiał się krótko i pocałował w czoło.
- Czy to nie dziwne, że znamy się tak krótko, a zaszliśmy tak daleko? - spytał, łaskocząc mnie w policzek.
- Niektórzy chłopcy znają mnie kilka lat i nadal im się nie udało. - Westchnęłam ciężko.
- Niektórzy chłopcy? - Podniósł znacząco brew.
- Niektórzy chłopcy.
Przez chwilę płynęliśmy w milczeniu. Tak bardzo zasłuchałam się w śpiewie ptaków, szumie liści i plusku wody, że mimowolnie wzdrygnęłam się na dźwięk głosu Maxa.
- Nie zamierzasz mi powiedzieć, kto to, mam rozumieć?
Przyjrzałam się mu i po chwili uśmiechnęłam się z rozbawieniem.
- Czy ktoś tu jest zazdrosny? - Objęłam jego szyję od tyłu, by nie przeszkadzać mu za bardzo w wiosłowaniu.
- Nawet nie wiesz jak bardzo. - bąknął.
Ze śmiechem pocałowałam go w policzek i wyszeptałam mu do ucha.
- Czy to ma znaczenie? Nie jestem z nimi, tylko z tobą.
- A skąd mam wiedzieć, co będziesz robić, jak do nich wrócisz?
Poczułam chłód w okolicach serca. Nie miałam zielonego pojęcia, czy wrócę. Nie chciałam wracać. A jeśli już, to tylko z nim. Ale czy on będzie tego chciał? W końcu tutaj miał swój dom, rodzinę...
Westchnęłam cicho, odkładając te przemyślenia na później.
- Jeśli mi nie ufasz, to od razu możemy skazać ten związek na straty. - burknęłam, wychodząc z łódki na drewniany pomost. Niemal natychmiast powędrowałam ku domowi, nie oglądając się za siebie.
- Emma, czekaj! - Usłyszałam za sobą i moje serce drgnęło. Zatrzymałam się, choć nadal nie odwracałam wzroku.
Poczułam jak czyjeś silne ramiona mnie obejmują, jak Max całuje mnie w szyję. Mimowolnie westchnęłam. Nie powinnam mu tak szybko ulegać.
- Kocham cię, Em. Przepraszam.
"Przeprosił, prawda? Próbuję jakoś usprawiedliwić mój brak chęci obrażania się na niego, choć mój kobiecy instynkt mówi mi, żebym obrażała się dalej."
Odwróciłam się do niego i pocałowałam go w usta. No cóż, chyba mój kobiecy instynkt był za słaby.
- Też cię kocham. - wymruczałam mu do ucha, kiedy on dalej bombardował pocałunkami moją szyję. - Ej, chodźmy do środka.
- Poczekaj chwilę. Przywiążę łódkę.
Usiadłam na ziemi i patrzyłam ja się oddala, by bezpiecznie zacumować łódź przy brzegu. Znowu mimowolnie westchnęłam.
- Idziemy? - spytał, wyciągając u mnie dłoń, aby pomóc mi wstać.
Przyjęłam jego dłoń. W milczeniu doszliśmy do drzwi jego pokoju, a on chrząknął nerwowo przed wejściem.
- Tylko się nie przeraź, dobra?
Przełknęłam ślinę i potaknęłam niepewnie. Czego miałam się nie przerazić?
Jak tylko weszłam, zrozumiałam.
Ściany w tym pokoju były ciemnoszare, podłoga taka sama jak u mnie. A na ścianach wisiały plakaty, obrazy, ilustracje przedstawiające... węże.
To było trochę przerażające. Trochę bardzo, jeśli mam być szczera.
Po prawej stronie, pod ścianą stała komoda, a obok niej były drzwi, prowadzące do łazienki. Naprzeciw wejścia stało biurko, a po jego lewej stronie łóżko. Przez okna wpadały promienie słońca. Widok z nich również przedstawiał jezioro. Po mojej lewej stronie stała dziwna szafa. Jedna z jej szafeczek była otwarta, a z niej wywalały się papiery.
- Seamus znowu tutaj był. - westchnął z obrzydzeniem.
- Wchodzi do twojego pokoju bez pozwolenia? - Zamknęłam drzwi, starając się nie patrzeć na otaczające mnie węże.
- Problem w tym, że ma pozwolenie. - Uśmiechnął się blado i zamknął szufladę.
- A co z tymi wężami? Chciałeś mieć jednego, ale tata ci nie pozwolił?
Zgromił mnie spojrzeniem.
- Nie miałam nic złego na myśli. - próbowałam się usprawiedliwić, siadając na łóżku.
- Wiem... - Westchnął ciężko i przeczesał z zakłopotaniem włosy. - Chodzi o to, że...
- No? - spytałam, obserwując jak chodzi po pokoju. Nie mogłam już tego znieść. Podeszłam do niego i pocałowałam go, tym samym zatrzymując go niedaleko łóżka.
- Jak... Mmm... Mam mówić, jeśli... Mmm... Mnie całujesz? - wykrztusił.
- Sam musisz coś wymyślić
Zaśmiał się, złapał mnie za ramiona i odsunął, by spojrzeć mi w oczy.
- Każdy ma swoje małe dziwactwa... - mruknął. - Do moich dochodzi jeszcze to.
Pstryknął palcami, a na podłodze pojawił się wąż. Prawdziwy, żywy wąż.
Schowałam się za blondynem, starając się opanować drżenie kolan. Nienawidziłam węży.
- To jest twoja moc? - spytałam, kiedy Max sprawił, że wąż zniknął.
- Moja moc i moje dziwactwo. - Uśmiechnął się, ale kiedy zobaczył moją minę, natychmiast zmartwiał. - Wiem, że to straszne, ale nic na to nie poradzę. Taki się urodziłem.
Trudno mi było przetrawić tę informację. W końcu zdobyłam się na przytulenie go i pocałowanie w policzek.
- To dla mnie trudna informacja, ale... Kocham cię, wiesz?
- Też cię kocham.
Pomińmy serię pocałunków i czułości, która nastąpiła po tym wyznaniu (Bo zaraz wszyscy zachorujemy na cukrzycę ~ Od autorki).
- No, to co opowiesz mi tę historię czy nie? - Usiadłam na łóżku i pociągnęłam go za sobą.
- Ekhem... Skoro muszę... - wywrócił oczami, a ja delikatnie pacnęłam go w ramię. - Było czterech przyjaciół. Seamus, Gladius, Nerus i Pozeusz. Seamus miał moce związane z koszmarami, Gladius z ostrzami różnej maści, Nerus tworzył z glonów jedną z najniebezpieczniejszych broni na świecie, a Pozeusz potrafił dosłownie czarować słowami. Ich wszystkich połączyła nienawiść do rządu w Bezpiecznej Przystani, jaki zapanował po śmierci Emmy. Zaczęli przekonywać ludzi do ich racji, przeciągnęli ich na swoją stronę. Rada ich bagatelizowała, była pewna, że są za słabi. W końcu wybuchło powstanie. Rada się przeraziła i wygnała czterech przyjaciół i ich popleczników. Stworzyli własną Bezpieczną Przystań - Milczącą Kurtynę. Szczerze mówiąc, nikt mi nigdy nie powiedział, czemu tak się nazwali. W każdym razie jeden z czterech przyjaciół przypada na jeden dom. Już rozumiesz?
Pokiwałam głową i poczułam, jak coś w mojej głowie się rozjaśnia.
- To dlatego miałam tamten koszmar? Seamus nie mógł pojawić się w normalnym śnie, a chciał mi jakoś przekazać wiadomość, więc zrobił to za pomocą koszmaru. - rozwinęłam swoją myśl. Max pokiwał głową.
- Super. - mruknęłam i przytuliłam się do niego. Leżeliśmy na łóżku w milczeniu, ale nie była to krępująca cisza.
- Poczekaj chwilę. - Wstał i podszedł do biurka, otwierając jedną z jego szafek. Wyciągnął jakąś podniszczoną książkę i uśmiechnął się do mnie blado. - Może chciałabyś... Posłuchać jednej z moich ulubionych powieści?
Zachichotałam, widząc, jak chłopak się zachowuje. Poklepałam miejsce obok siebie na łóżku i posłałam mu najczulszy uśmiech, na jaki było mnie stać.
- Bardzo chętnie. - zadeklarowałam, kiedy chłopak położył się obok mnie i otoczył mnie ramieniem. Jego spokojny głos, równomierny oddech, poczucie bezpieczeństwa i zapach świeżej trawy sprawiły, że wkrótce zasnęłam.
***
- Emma, ogarnij się, nie możesz w ten sposób! Już zapomniałaś o Bezpiecznej Przystani?!
Daniel chodził nerwowo po pokoju, dając upust swojej furii.
- Ja nie... - próbowałam się tłumaczyć, ale na nic się to nie zdawało.
- Ty nie co?! Próbujesz mnie oszukiwać?! On ci zrobi krzywdę! - Walnął pięścią w gąbkową ścianę, a ja mimowolnie się wzdrygnęłam.
- Skąd możesz to wiedzieć?! - spytałam pretensjonalnie, czując jak tracę cierpliwość.
Brązowowłosy prychnął kpiąco.
- Wiem o tobie wiele rzeczy, ale nigdy bym nie podejrzewał, że jesteś naiwna.
To zabolało. Jednocześnie poczułam, jak robi mi się gorąco od złości, która w jednej chwili ogarnęła całe moje ciało.
- Naiwna? Bo zaczęłam zadawać się z tobą?
- Ty dobrze wiesz, o kim mówię.
- Nie, nie mam zielonego pojęcia! - warknęłam opadając na szpitalne łóżko.
Dan westchnął ciężko.
- Chcę cię tylko ostrzec. To nie przyniesie ci nic dobrego. A jak złamie ci serce, to przybiegniesz do mnie z płaczem. Wtedy przekonasz się, że miałem rację.
- Ale...
- Nie wyjeżdżaj mi tylko z "Ty go nie znasz.", "On taki nie jest." czy "Ja go kocham!". - syknął. - Ty też go nie znasz! I za co go kochasz? Bo ma piękne blond włoski i szare oczęta?
Zatkało mnie.
- Skąd ty właściwie...?
- Znam go o wiele lepiej niż ci się wydaje. Zapominasz, że jestem tu o wiele dłużej od ciebie. Władczyni zmarła, jak już wiedziałem, kim jestem. I poznałem go. Był nawet moim przyjacielem... Póki nie odszedł na ich stronę.
Ostatnie słowa dosłownie wypluł, jakby się bał, że za bardzo zabrudzą jego śliczny język.
- Ja się tam czuję dobrze. - mruknęłam. - Jestem szczęśliwa.
- A posuwasz się naprzód? Wiesz coś więcej o sobie i swojej mocy? Robisz coś oprócz wylegiwania się?- prychnął.
- Jestem tam dopiero drugi dzień. Poza tym tutaj też nic nie robiłam. - oznajmiłam bezbarwnie.
- Dobrze, w porządku, brataj się z wrogiem! Na pewno wyjdzie ci to na zdrowie! - jęknął nieukrywaną z irytacją.
- Od kiedy się tak o mnie martwisz? - syknęłam jadowicie.
Chłopak podszedł do mnie i złapał mnie za nadgarstki. Przeraziłam się. Jego oczy wyrażały stanowczość, jego mina była bezlitosna. Zamknęłam ze strachem powieki, czekając na cios.
Ale ten nie nadszedł.
Dan puścił moje dłonie i zaczął bić pięściami w ścianę. Rozmasowałam obolałe nadgarstki, cały czas patrząc na niego ze strachem. W końcu wstałam i delikatnie chwyciłam go za ramiona. Wzdrygnął się, ale przestał bić niczemu winną ścianę. Miałam ochotę go objąć, ale powstrzymałam się. To nie był najlepszy pomysł.
- Hej, wszystko w porządku? - spytałam, wbijając wzrok w mdły, zielony kolor.
- Nie. - odparł tylko.
Zachichotałam nerwowo. Na ten dźwięk nieco się rozluźnił.
- Jak wrócę - zaczęłam, zbliżając wargi do jego ucha. - opowiesz mi trochę o swoich mocach, w porządku?
- Nie. - znów zaprzeczył.
- I tak się nie poddam. - zaśmiałam się cicho.
- Wrócisz? - odwrócił się do mnie i oparł plecami o ścianę tak, by widzieć moją twarz.
- Oczywiście. - Posłałam mu szczery uśmiech. Odpowiedział tym samym.
Nie wiem, jaki impuls zadziałał, ale przytuliłam go. Wtuliłam głowę w jego pierś, a moja zaczęła falować w nieuzasadnionych spazmach śmiechu.
- O co chodzi? - mruknął, rozbawiony, oddając uścisk.
- Brakowało mi tego, wiesz? - znów się zaśmiałam.
- Czego? Przecież on...
- Brakowało mi ciebie. - westchnęłam, tym samym zamykając mu usta.
W końcu po - jak mi się wydawało - kilku godzinach odkleiliśmy się od siebie. Poczułam ogarniający mnie chłód, wiążący się z brakiem ramion, które jeszcze przed chwilą mnie obejmowały.
- Wracaj tam. - westchnął niechętnie. - Zrób wielki bałagan i powróć do nas, żeby kontynuować swoją... hm, hm... misję.
Parsknęłam śmiechem.
- Taa, tak zrobię. I nie musisz się obawiać, nie dam ci spokoju tak szybko.
- Marzę o tym, żebyś zrobiła bałagan i w moim życiu.
Tym razem się nie zaśmiałam. Patrzyłam na chłopaka nawet za bardzo poważnie. On też tak patrzył. A w jego czekoladowych oczach dostrzegłam nadzieję. Tak, to z pewnością była ona.
- Wrócę. Dla ciebie. I obiecuję, że będę na siebie uważać. - Uśmiechnęłam się promiennie i pocałowałam go lekko w policzek. - Do zobaczenia.
Zaskoczenie i rozmarzenie zmieszały się na twarzy Dana. Zachichotałam i po chwili już mnie nie było.
**************************************************************************
Cześć!
...
Jestem załamana. Zdaje mi się, że nikt tu nie zagląda, nikogo to już nie obchodzi. W porządku, w takim razie mam Wam do przekazania ważną informację:
Blog zostaje zawieszony.
Powody? Po pierwsze nie mam weny. Ten rozdział pisałam dawno temu, chyba jeszcze w wakacje. Jest to ostatni, który napisałam na zapas. Mam zalążek rozdziału piętnastego, ale weny stanowczo mi brakuje. Kolejny powód. Szkoła. I tu chyba nie muszę niczego wyjaśniać. I ostatni, najważniejszy: nie ma żadnych komentarzy, które motywowałyby mnie do pisania. To naprawdę przykre. Nie zamierzam opuszczać tego miejsca, ale kto wie, może tak się właśnie stanie.
Do kiedy? Nie wiem. Kiedy powróci mi wena, to może zbiorę się w sobie i napiszę kolejny rozdział. Będę starała się wstawiać go od razu, dlatego tak do końca to nie będzie zawieszenie, bo rozdziały będą się pojawiać, ale nieregularnie i pewnie z dużymi przerwami między sobą.
To wszystko, co miałam do przekazania.
Dziękuję, do widzenia.
Madzia
**************************************************************************